Amanda
Calum otworzył drzwi do mieszkania. Wyminęłam go i weszłam do środka,
rozglądając się dookoła. Posprzątał i poprzestawiał meble. Nie odezwałam się
słowem i ruszyłam głębiej. Marzyłam o kąpieli we własnej wannie. Chciałam
wszystko przemyśleć i pogodzić się z myślą, że nie zobaczę więcej Zayna.
Chciałam zaliczyć rok zaocznie i przepisać się do innej szkoły. Nie miałam
zamiaru przebywać w tym samym budynku co on czy Stella.
Chłopak podążał za mną jak cień. Miałam go momentami dość, ale był chyba
jedyną osobą, której ufałam.
- Pójdę się umyć. – rzuciłam, a on spojrzał na mnie wymownie.
Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Odłożył torbę i otworzył łazienkę. Westchnęłam cicho pod nosem. Nie miałam
zamiaru kąpać się przy nim czy z nim. Nie było mowy.
- Jakiś czas temu znalazłem Cię w tej wannie, drugi raz…
- Nie będzie drugiego razu. – ucięła szybko.
Zaczęłam się rozbierać, nadal stał w łazience, wpatrywał się w jeden
punkt. Przynajmniej nie lampił się na mnie. W samej bieliźnie oparłam się o
pralkę i czekałam aż woda naleci do wanny.
Oboje milczeliśmy. Tak było chyba najlepiej. Ciągle myślałam o Zaynie.
Odszedł tak nagle. Spędził ze mną kilka dni i myślałam, że między nami wszystko
było już okej. W końcu przestał przychodzić czy się odzywać. Zupełnie jak
kiedyś. Powinnam się przyzwyczaić, ale bolało dużo bardziej. Wtedy łudziłam
się, że żywi do mnie uczucia. Mogłam napisać biografię – Amanda Benson, wyruchana przez nauczyciela – dosłownie i w
przenośni.
- Nie płacz już. – Cal jęknął.
Nie wiedziałam nawet kiedy pojawił się obok mnie. Wyprostowałam się zbyt
szybko i poczułam wszystkie kości. Co się ze mną działo…
Płakałam? Nie zwróciłam uwagi. Na nic już nie zwracałam uwagi. Lekarze
mówili, że powinnam się czymś zająć, przestać myśleć o przeszłości. Zabawne
kurwa mać. Niby wyedukowani, po wyższych studiach, a zachowywali się jakbym
była jakąś maszyną, którą można sformatować i zaczyna od początku.
Rozebrałam się do końca i weszłam do wanny. Nie czułam zawstydzenia,
czując na sobie wzrok przyjaciela. Byłam w takim dołku, że nie obchodziły mnie
tak podstawowe rzeczy.
- Szczerze? – bąknęłam, chcąc zwrócić jego uwagę, wyrwać go ze stanu w
jakim się znajdował. – Jak ja wyglądam?
Westchnął i kucnął obok mnie. Milczał, skanując uważnie moją twarz.
Rozumiałam moje zachowanie, ale jemu nic się nie stało. Mógł odpowiedzieć
normalnie, a nie mnie zwodzić. Byłam taka niecierpliwa.
- Jesteś piękna jak zawsze. – uśmiechnął się delikatnie.
Wywróciłam oczami i znów na niego spojrzałam. Nadal się uśmiechał.
Pokręciłam głową.
- Jesteś pojebany.
Wyrzucił ręce do góry w geście obronnym.
- Przestań! Chciałaś szczerości.
Wzruszyłam ramionami i objęłam kolana dłońmi. Spojrzałam w dół. Nie
miałam ud, łydki pod wodą wyglądały jak patyki. Co ja ze sobą zrobiłam…
- Sama nie mogę na siebie patrzeć. – zagryzłam wargę.
Uświadomiłam sobie, że wciąż płaczę, więc zakryłam twarz dłońmi. Miałam
dosyć. Nie widziałam przed sobą świetlanej przyszłości, w sumie żadnej
przyszłości.
- Sory, szampon mi wpadł do oka. – zażartowałam, starając się przybrać dobrą
minę do złej gry.
Teraz to on pokręcił głową, oparł się o wannę i bawił wodą.
Taki przyjaciel to skarb. Był ze mną w każdej potrzebie. Do tańca i do różańca – jak to się mówi.
Nie miałam pojęcia co między nami jest. Taka przyjaźń zdarza się… raz na
milion? Chłopak i dziewczyna. To coś wręcz wspaniałego. W końcu się
uśmiechnęłam. To dało mi motywację. Miałam dla kogo żyć.
Calum
Mała, zapłakana kulka. Odtrącona przez cały świat; Tak ją widziałem. Nie
zasługiwała na taki los. Była zwykła nastolatką, która potrzebowała trochę
miłości i zainteresowania.
Niby człowiek powinien być niezależny, bo wtedy najmniej boli. No, ale
szczerze, kto nie lubi spędzać czasu z drugą osobą, mieć do kogo otworzyć usta
czy zjeść śniadanie.
Zawsze byłem typem obserwatora.
Nie pamiętam dnia, gdy ojciec był trzeźwy tak całkowicie. Fizycznie czy
psychicznie. Jednak nadal był moim ojcem, a matka za nic nie chciała go
zostawić.
Nieważne jak wielkim ktoś jest chujem. Ta osoba też ma uczucia i trzeba
ją zrozumieć.
Najgorszą rzeczą jest podnieść rękę na własnego rodzica. W imię czego?
Troski o kogoś, kogo się kocha – matkę.
Nie byłem czysty. Cholernie bolało mnie to, że wiele razy biłem się z
ojcem, gdy był najebany. Jakim potworem by nie był, kochałem go, chociaż nigdy
nie chciałem się do tego naprawdę przyznać. Wmawiałem matce, że go nienawidzę,
chcę by umarł. Nie chciałem tego. On potrzebował pomocy, jednak nie chciał jej
przyjąć. Utknęliśmy w martwym punkcie, co dzień powtarzając ten sam schemat.
Wracam ze szkoły, szybki obiad, spotkanie ze znajomymi, powrót do domu,
płacząca matka i wrzeszczący ojciec.
Brzmi okropnie, ale to w pewnym stopniu moja rutyna.
Dlatego nie potrafiłem odpuścić Amandzie. Zasługiwała na szczęście.
Wokół panowała znieczulica. Nikt z klasy nie zainteresował się jej
problemem. Claire wyjechała, chociaż Mandy jeszcze o tym nie wiedziała.
Zdawałem jej relację z pobytu w szpitalu, tego jak zachowywał się Malik i tym
podobne.
Nie chciałem jeszcze jej dołować.
- O czym myślisz? – wpatrywała się tępo w wodę.
Wzruszyłem ramionami.
- Chyba powinnaś wyjść już z tej wanny. Jak na ciebie patrzę to mi zimno.
Na jej twarzy zobaczyłem cień uśmiechu.
To takie proste. Troszczysz się o kogoś, widzisz jego radość i czujesz,
że jest ci lepiej. Nawet małe rzeczy potrafią cieszyć.
Podałem jej ręcznik i wyszedłem z łazienki. Nie miałem się o co martwić.
Pozbyłem się wszelkich przedmiotów, którymi mogłaby zrobić sobie krzywdę z
domu. Wyrzuciłem leki, którymi mogłaby się naćpać. Lekarzom obiecałem, że będę
o nią dbał i się nią opiekował. Dlatego rzuciłem szkołę. Z chłopakami graliśmy
koncerty za pieniądze, więc zawsze na coś starczy.
Wprowadziłem się do jej mieszkania, mimo że nie ustalaliśmy tego
wcześniej. Po prostu nie mogła być sama.
Zajrzałem do lodówki, wyciągnąłem ser i ketchup. Nigdy nie byłem
najlepszym kucharzem, więc byliśmy zmuszeni zjeść na obiad tosty. Kolacja, może
jakieś płatki.
Włączyłem toster i usiadłem przy stole. Byłem cholernie zmęczony. Spanie
na krześle w szpitalu nie było wcale takie super jak to w tych wszystkich
filmach, gdzie główni bohaterzy robią wszystko dla swoich ukochanych. Bolał
mnie kark, kręgosłup miałem jakiś powyginany. Oprócz tego te koncerty w klubie.
Bolała mnie głowa od ciągłego hałasu i niewyspania.
Sięgnąłem po komórkę, gdy poczułem wibrację w kieszeni jeansów.
‘Malik’ – nawet nie miałem ochoty się wkurwiać. Odchrząknąłem kilkakrotnie
i w końcu odebrałem.
- Calum Hood, słucham. – wow, jak jakiś biznesman.
Cóż, z jednej strony chciałem pokazać mu, że jestem ponad nim. To ja
byłem teraz numerem jeden w życiu Amandy. Z drugiej… trochę respektu się
przyda.
- Cześć Cal... – bąknął. – co słychać?
- U mnie? Dziękuję, jest spoko, trochę koncertów. – powiedziałem złośliwie.
Znalazł się wielki człowiek, który chce zmienić świat. To ja tu byłem Cal
Pal.
Nastała cisza. Pewnie bił się sam ze sobą, by nie palnąć czegoś nie tak.
Cudowne uczucie, gdy taki frajer musi być dla ciebie miły, w końcu czegoś chciał.
- Pytam o Amandę… - odezwał się po chwili. – Jak się czuje? Nie zrobiła
nic głupiego?
- Też okej. Jest mega załamana, nie jadła nic od dwóch dni, ale jestem
obok i o nią zadbam.
Przez całą rozmowę wrednie akcentowałem każde ‘ja’ i ‘my’, jeśli chodziło o Mandy i moją
osobę. Żadnego Malika w naszym życiu. Zbyt wiele namieszał.
No okej, byłem za miękki. Był ogromnym zerem, ale jednak martwił się o
nią i tylko dlatego, że znaczył coś dla dziewczyny, byłem gotowy relacjonować
mu co się dzieje.
- Dzięki – westchnął. – Do usłyszenia.
Sajonara.
- Do usłyszenia. – przytaknąłem i rozłączyłem się szybko.
Ruszyłem do tostera. Gdybym spalił to, wyszłoby, że nie powinienem
przebywać w kuchni. Amanda żartowałaby sobie jak moja matka, że nawet wodę na
herbatę potrafię przypalić. Nie potrzebowałem tego!
Wyciągnąłem talerze i zawołałem ją. Nie odezwała się, nie przychodziła.
Niepokojące.
PAM PAM PAM.
*mała rekalama* nadal możecie głosować na moje opowiadanie na Bloga Miesiąca na www.spis1d.blogspot.com i pomóc mi zająć zaszczytne, 3 miejsce! *po reklamie*
Nie wiem co napisać, więc napiszę, że jutro jadę do DemStory, w środę na koncert i PŁACZĘĘĘĘ ;________;
Życzę Wam udanych wakacji, rozdział jakoś w lipcu. Muahahaha! Postaram się zdać Wam jakąś relacyjkę z koncertu pod kolejnym rozdziałem, więc pewnie będzie szybko!