piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 30

Zayn


Moja mała tragedia. Amanda nie żyła. Starałem się odrzucić tę myśl, ale ona odeszła. Naprawdę odeszła. Uświadomiłem to sobie dopiero na pogrzebie. Przyszła spora grupka osób. Znajomi ze szkoły, nauczyciele. Stałem w pierwszym rzędzie, przyglądając się jak dziewczyna leży w trumnie. Była ubrana w piękną, białą suknie, wokół pełno róż. Wyglądała jak królewna Śnieżka, tyle że ona miała się już więcej nie obudzić. Byłem otępiały i nie rozumiałem co się dzieje.

Stella stała obok mnie cały czas. Uczepiła się mojego ramienia i płakała. Cóż… nikt z obecnych, oprócz dwójki przyjaciół Mandy, nie miał pojęcia, że tragedia dotknęła nas aż tak bardzo. Nigdy więcej miałem jej nie przytulić i poczuć smaku jej ust na swoich. To mnie dobijało.

Starałem się zachować pokerową twarz. Dobra mina do złej gry. Udawałem, że jest mi przykro z powodu śmierci uczennicy, gdy umierałem od środka. Ciągle powtarzałem w myślach „niedługo się spotkamy”. Nie wyobrażałem sobie przyszłości. Była moim szczęściem, moją przystanią. To cholerne uczucie, że nigdy więcej jej nie będzie. To był ostatni moment, gdy mogłem na nią popatrzeć. Miałem okazje się pożegnać, ale nie chciałem mówić ‘do widzenia’.


Dla mnie Mandy zawsze była gorącą dziewczyną, która skradła moje serce. Szukała miłości. Okazałem się jednym z największych dupków i frajerów, którzy chodzą po tej ziemi. Wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej, jednak nie dałem nam szansy. Pchnąłem ją w ramiona śmierci. Wyrzuty sumienia miały nigdy mnie już nie opuścić.

Zwolniłem się z pracy i ograniczyłem wszelkie kontakty z ludźmi. Zbyt wiele miejsc, osób i rzeczy przypominało mi o niej. Każdego wieczora upijałem się do nieprzytomności, aby nie myśleć o tym co się stało. To było straszne. Przechodziłem przez piekło. Nie mogłem pogodzić się ze stratą ukochanej. Tak, kochałem ją. Powtarzałem to ciągle w myślach. Mijały tygodnie, a ja wciąż odtwarzałem w głowie moment, gdy po raz ostatni ją przytulałem. Łzy same napływały mi do oczu. Nie wiedziałem czy płaczę ja, czy może wódka. Starałem się odsunąć od siebie wszystkich, by nikogo już nie krzywdzić…


Przełom w moim życiu nastąpił, gdy pewnego wieczora wybrałem się do ulubionego baru. Spotkałem tam Anta. Mój najlepszy przyjaciel, którego totalnie olałem. Owszem, skupiłem się na sobie, ale to nic nie dało.

- Użalasz się stary. – Anthony rzucił, zamawiając kolejkę.

Zagryzłem wargę i skinąłem głową. Użalałem się, miał rację. Jednak to pozwalało mi na chwilę wytchnienia. Gdybym odpuścił, prędzej popełniłbym samobójstwo.

- Będziesz długo cierpieć, ale to twoja kara.

- Przeczytałeś kilka książek z nudów czy co? – rzuciłem, a brunet się roześmiał.

Sam się uśmiechnąłem. Czarny humor, ale na nic lepszego nie było mnie stać. Nie potrafiłem z nim normalnie rozmawiać. Z własnym przyjacielem.


Anthony


Wyglądał źle i to bardzo. Zachowywał się jakby tyfus zabrał mu połowę rodziny, a druga połowa go wydziedziczyła. Jasne, laska zawróciła mu w głowie, ale odlał się na nią. Czego się spodziewał? Miałem pogłaskać go po główce i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Trochę się przeliczył. Nawet jeśli byliśmy przyjaciółmi, bardziej należał mu się solidny kop w dupsko. W sumie nie wiedziałem jak mu pomóc i jak go pocieszyć. Chciałem odzyskać starego Zayna.

- Wiesz… - przyjrzałem mu się uważnie, a ten skinął głową. – Może cię to zaboli, ale to twoja wina. Najpierw dałeś po dupie Camilli, potem Mandy.

Malik wzdrygnął się, gdy wypowiedziałem imię zmarłej dziewczyny. Wzruszyłem ramionami, nie wiedząc czy mogę kontynuować.

Ja pierdolę, ale bagno. Ewidentnie brakowało mu ruchańska. Każdy facet potrzebuje od czasu do czasu zamoczyć, a dałbym sobie rękę uciąć, że ten nie robił tego od dawna.

- Ruchać ci się chce. – bąknąłem, a jego oczy momentalnie się rozszerzyły.

- Co ty pierdolisz…

- Zwalasz sobie chociaż? – zmarszczyłem brwi, a on zrobił to samo.

Nigdy nie widziałem, by był tak skrępowany. Nie wiedział co powiedzieć. Kurwa, gdzie się podział tamten skurwysyn?

Nastała niezręczna cisza, podczas której zdążyłem domówić jeszcze kolejkę. Wypiliśmy ją z automatu. Alkoholu nigdy za wiele. Malik był totalnie zamknięty w sobie, a ja wiedziałem, że jedynym sposobem, aby się ogarnął był seks. Wyciągnąłem go dlatego na dyskotekę. Początkowo się zapierał, jednak po kilku kieliszkach przystał na moją propozycję. Uderzyliśmy w stronę klubu. Nieco musiałem mu pomóc. Obraliśmy cel; gadka, bajera. Nie był w swoim żywiole, ale za to ja nadrabiałem swoim intelektem i urokiem. Okej, o intelekcie za wiele tu nie powiem, ale wyrwałem dwie laski. Jedna dla mnie – bo dlaczego nie – druga miała zająć się Zaynem. Temu jakby język z mordy ktoś wyrwał. Ani me, ani be. Zastanawiałem się czy nie będę musiał interweniować i jechać razem z nimi, ale dziewczyna zaprosiła go do siebie. Każdy z nas miał więc zaplanowany wieczór.


Po kilku dniach frajer sam się odezwał. Zachowywał się już nieco normalniej. Wujek Ant prawdę powie – jak nie poruchasz to i nie pogadasz. Malik zaprosił mnie na mecz. Nie, to nie była randka tylko zwykły wypad dwóch kumpli. Całą drogę musiałem wyciągać od niego wszelkie szczegóły. Laska nie spełniła jego oczekiwań. Nie rozumiałem co z nim było nie tak. Wyglądała jak marzenie, więc nie miał na co narzekać. Mimo nagłego przypływu energii i tak brakowało w nim pewnej cząstki.

- Musze się czymś zająć, żeby przestać o tym myśleć. – wypalił nagle, wpatrzony tępo przed siebie.

Początkowo nie zrozumiałem i chciałem dać mu kolejny wykład w dziedzinie facet-baba-łóżko.

- Chcę wznowić działalność teatru. – wyjebał.

Dosłownie wyjebał! Tego się nie spodziewałem. Malik chciał wejść ze mną w spółkę. Oczywiście, gdybym był na jego miejscu, nie robiłbym tego. Legendy głoszą, że jestem najleniwszym ssakiem na tej planecie, ale czego się nie robi dla kumpla… Pora zakasać rękawy.

Zaczęliśmy od odmalowania rudery. Wyglądała jak poniemiecki cmentarz, więc trochę koloru i od razu wszystko nabrało życia. Nawet Zayn. Nie wiedziałem, że takie małe rzeczy mogą sprawić, że ktoś całkowicie zmieni swój styl bycia. No dobra, nie całkowicie. Ostro dawaliśmy w rurę podczas sprzątania, ale bez tego nie zdobyłbym się nawet na przyjechanie do tego całego teatru. Coś za coś. Skoro chociaż tyle mogłem zrobić, postanowiłem, że mu pomogę.

Od autorki:

Dziękuje osobie, która na moim asku przypomiała mi o Furious. W sumie nie zapomniałam o nim, ale nie miałam na nie czasu. Liczę się z tym, że wielu z Was przestało już je czytać, ale dla tych, którzy zostali hmmm... Wiele blogów ma coś w rodzaju aska, gdzie czytelnicy mogą 'porozmawiać' z bohaterami. Mam akurat wolne i się nudzę, więc pomyślałam, że można to wypróbować. Jeśli macie jakieś pytania, do któregokolwiek z bohaterów (niestety nie licząc Amandy) zapraszam na www.ask.fm/FuriousFF Wystarczy napisać imię bohatera i pytanie :) Zobaczymy czy to wypali, wtedy ask pozostanie do końca opowiadania.

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 29

Zayn

- Szefie mamy problem… - usłyszałem w słuchawce telefonu.

Zerknąłem na wyświetlacz. Stróż z teatru. Godzina druga w nocy. Westchnąłem i mrugnąłem kilkakrotnie. Znów przyłożyłem komórkę do ucha.

- Jaki problem?
- To nie na telefon, szef musi się pojawić tu jak najszybciej… - staruszek był przerażony.
- Ta, zaraz będę. – bąknąłem pod nosem i się rozłączyłem.

Cholera.

Wstałem z łóżka, klnąc pod nosem. Byłem w trakcie jakiegoś pięknego snu i zostałem z niego brutalnie wyciągnięty. Co mogło być tak ważnego, żeby ściągać mnie o drugiej w nocy z łóżka?!
Autem jechałem jak na ścięcie. Nie miałem siły na jakieś awantury. Od pewnego czasu nie miałem siły na nic. Poddałem się.

Nie lubiłem tego miejsca, miałem ochotę już dawno sprzedać ten durny teatr. Może ktoś zrobiłby z nim coś porządnego, jakieś warsztaty. Ja nie miałem na to pomysłu. Wszystko mi się posypało przez Amandę i Camillę.

Szczerze? Tęskniłem za nią, ale ona nie chciała mnie już widzieć. Przynajmniej tak czułem. Nawet na mnie nie spojrzała, gdy wpadliśmy na siebie w szkole. Było mi przykro, ale to głównie ja zawaliłem…

W teatrze były zapalone chyba wszystkie możliwe światła. Rozglądałem się uważnie, szukając owego problemu. W końcu, gdy znalazłem się przy drzwiach do sceny, dostrzegłem starszego stróża, pana Cooka.

- Zgon… - facet zachłysnął się powietrzem. Był przeraźliwie blady i nerwowo się trząsł.
Uniosłem brew i minąłem go, idąc szybkim krokiem w stronę sceny. Byłem ciekaw. Pewnie jakiś bezdomny włamał się do teatru, szukając miejsca do odpoczynku. Takie historie się zdarzają, nie byłbym wielce zaskoczony.

Im byłem bliżej sceny, tym bardziej nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Na parkiecie leżała drobna postać. Szybko ją rozpoznałem, jednak powtarzałem w myślach, że to nie ona. Musiałem się mylić. Nie chciałem, by obraz, który miałem przed oczami, okazał się najsmutniejszą prawdą.

Wskoczyłem na scenę, zahaczając stopą o wystającą listewkę. Byłem przerażony. Nie myślałem o bólu, który odczułem przez upadek. Skupiłem się na jednym - jej bezwładnie leżącym na podłodze ciele.
Zrozumiałem dlaczego Cook cały się trząsł. Martwa nastolatka na scenie, szokujące.
Złapałem ją za ramię i obróciłem delikatnie w moją stronę. Potrząsnąłem za nie. Wpadłem w amok, widząc, że dziewczyna nie reaguje. Szarpałem w końcu obiema dłońmi. Cook odzyskując pewność siebie, wbiegł na scenę i zaczął odciągać mnie od zwłok. Zwłoki. Amandy.

- Szefie, dzwonie po policje, zaraz ją zabiorą! – zaczął krzyczeć, starając się wywrzeć na mnie jakiekolwiek wrażenie.

- Zostaw nas samych! – wrzasnąłem wściekły, że wpadł na pomysł uspokajania mnie. – Proszę… - bąknąłem, przestając się wyrywać. – Znałem ją.

Na jego twarzy znów pojawił się niepokój. Wyglądał jak przerażony chłopiec, ale wszystko maskowały zmarszczki na jego twarzy. Skinął głową i zawrócił do wyjścia. Wiedziałem, że nie opuścił pomieszczenia i obserwuje każdy mój ruch, ale miałem to gdzieś.

Siedziałem sparaliżowany obok martwej dziewczyny. To uczucie było mi tak obce. Jakbyś wpadał w otchłań, nie mogąc znaleźć żadnego punktu zaczepienia, by powrócić na stały grunt. Nagle wszystko straciło swój sens. Świat nie był już kolorowy. Straciłem ją. Najgorsza myśl, którą ciągle starałem się wyrzucić z głowy.

Przysunąłem się bliżej i podciągnąłem niepewnie głowę dziewczyny na swoje kolana. Nie wyglądała na nieżywą. Zdawało się, że wpadła w głęboki sen, z którego po prostu nie może się wybudzić. Nie wiem kiedy, po moich policzkach spłynęły łzy, które mieszały się z potem. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Obserwowałem uważnie dziewczynę. Nie oddychała. Pogładziłem ją delikatnie po czole, odgarniając na bok rozwalone włosy. Cmoknąłem ją w czoło, wybuchając szlochem.

„- Dlaczego Amando? Nigdy nie chciałem, abyś odchodziła. Może nasze drogi się rozeszły, ale ciągle byłem obok, czekając aż wrócisz.”

Nie miała już okazji na powrót.

Natura człowieka sprawia, że godząc się na stratę ukochanej osoby, ukrywamy wewnętrzny ból. Kiedy jednak odchodzi na dobre, uświadamiamy sobie jak bardzo nam jej brakuje. Oddalibyśmy wszystko, by wróciła.

- Ostatnie miesiące nie były dobre, wiem… - szepnąłem, gładząc kciukiem jej policzek.

Rozmawiałem z nią, a raczej prowadziłem monolog. Mandy miała już nigdy mi nie odpowiedzieć. Miałem już nigdy nie usłyszeć jej wymądrzania się i marudzenia. Już nigdy nie poczuć jej przyśpieszonego bicia serca tuż przy mojej klatce.

- Nie mówiłem tego głośno, ale uwielbiałem, gdy to robiłaś. – pociągnąłem nosem, uporczywie rozmasowując twarz nastolatki, jakby to miało w jakiś sposób pomóc. – Kiedy siedziałem nad sprawdzianami, a ty wdrapywałaś się na moje kolana i wtulałaś, przeszkadzając. Denerwowałem się, ale oddałbym wszystko, żeby znów to poczuć. Kochanie, proszę obudź się…

Była taka zimna, blada i wychudzona.

Egoistyczny dupek. Mogłem temu zapobiec. Nie dopuścić do sytuacji, gdzie dziewczyna targnęła się na własne życie. Myślałem, że sprawy obiorą odpowiedni tor i wszystko się ułoży – samo. Nic nie dzieje się z przypadku. Napotykamy na swojej drodze życiowej wielu ludzi. To my zmieniamy ich życie, a oni nasze. Jeden gest, słowo wypowiedziane milszym tonem. Dzięki temu ktoś może pomyśleć sobie ‘jestem czegoś wart’. To ja ją zniszczyłem. Pozwoliłem spaść na dno i rozpaść się na kawałki.
Moja bogata wyobraźnia wymazała wcześniej sytuacje jak ta. Uważałem, że dziewczyna jest rozważniejsza. Była jednak krucha, jeden trzask i obróciła się w pył. Nie było czego zbierać…

- Aniołku… - błagałem rozpaczliwym tonem.

W końcu przyjechała policja. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Przyciskałem jej twarz do swojej klatki, nie chciałem żeby mi ją odbierali. Każda minuta z jej martwym ciałem była dla mnie ważna.


Kiedy ją odsunęli, miała otwarte oczy. To był przebłysk nadziei, jednak uświadomiłem sobie, że bezwarunkowo, nieboszczyk rozluźnia wszelkie mięśnie, stąd uniesione powieki i rozchylone usta. Wyglądała jakby krzyczała, wołała o pomoc. Odbierali mi ją. Było pogotowie, wszyscy coś między sobą szeptali. Ostatni raz miałem okazję przyjrzeć się jej twarzy, oczom. Była taka piękna i młoda. Była…

Od autorki:

Krótko, minęło dużo czasu, wiem. Opowiadanie się nie kończy.

ask: www.malik69monday.tumblr.com/ask
twitter: www.twitter.com/cecesky

Tak w razie pytań.
#FuriousFF - nadal czytam wasze opinie

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 28

Amanda

„Oszukana Po raz Drugi” -  taki tytuł nosiłaby książka o moim życiu. Jakim popierdolonym życiu… Nie rozumiałam już niczego. Siedziałam w domu i użalałam się nad sobą. Znowu. Byłam zmęczona. Nie potrafiłam już omijać kłód rzucanych mi pod nogi przez los. Wszystkie lęki stały się nagle obsesją. Bałam się, że zostanę sama i zostałam. Całkowicie sparaliżowana strachem. Stare rany nie mogły się zagoić, wciąż rozdrapywane. Czułam, że nawet największy okres czasu nigdy ich nie wyleczy.

Znalazłam się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Gdyby nie ten pierdolony Zayn Idealny Malik, moje życie byłoby… normalne. Odtrąciłam przez niego zakochanego we mnie chłopaka, by teraz sama cierpieć z powodu złamanego serca.

Nie rozumiałam dlaczego kolejne ciosy zadawały mi najbliższe sercu osoby. Chciałam tylko czuć się kochana, niczego więcej w życiu nie potrzebowałam. Byłam głupią gówniarą, która myślała tylko o zabawia, a gdy przyszedł moment rozczarowania, gówniara potrzebowała wsparcia.

Chciałam ze sobą skończyć. Nie widziałam żadnej świetlanej przyszłości przed sobą. Szkoła? Dobrze zdane egzaminy? Na co mi to wszystko, kiedy będę sama… Nigdy nie potrzebowałam nikogo tak bardzo jak w tamtej chwili… Moje życie straciło wszystkie kolory…

Nie rozumiałam już sama siebie. Chciałam ze sobą skończyć już wcześniej, jednak moje życie ocalił znany wszystkim superbohater – Calum Hood.

Gdzie był teraz? Zapewne przy boku mojej jakże cudownej ex-przyjaciółki.

- Zdzira! – krzyczałam przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.

Nie wyglądałam najlepiej. Byłam cieniem samej siebie, który ledwo stał na nogach. Nie mam pojęcia kogo wyzywałam, Claire czy samą siebie? W końcu to ja byłam tą, która wskoczyła do łóżka nauczycielowi. W końcu do ja uprawiałam seks ze swoim opiekunem. Tak bardzo brzydziłam się sama siebie…

Zapłakana wyszłam z domu. Wysypałam na dłoń kilka tabletek i połknęłam je prawie się dusząc. Miałam gdzieś co myślą sobie ludzie, którzy mijali mnie na mieście. Wyglądałam zapewne jak jakaś narkomanka, więc omijali mnie szerokim łukiem. Nie wiedziałam po co to robiłam. Nie chciałam odwalać żadnych scen, ale nie chciałam też siedzieć w zamknięciu. Spędziłam w ten sposób zbyt dużo czasu. Doszłam do punktu kulminacyjnego.

- Poproszę, Londyn… park… - bełkotałam coś, wsiadając do taksówki. Rzuciłam kierowcy kilkanaście funtów, wszystko co miałam w portfelu i ruszył, krążąc po mieście.

Miał mnie za wariatkę, to było pewne. Chciałam tylko ostatni raz przyjrzeć się Londynowi, by zapamiętać go i móc opowiadać tam na górze jaki jest piękny. Mimo że się rozpadało, było cudownie. Właśnie tak wygląda stolica na co dzień. Szarzy ludzie pędzący we wszystkie strony.

Wysypałam znów na dłoń dawkę pigułek.

Kiedy mijaliśmy dobrze znaną mi ulicę, otworzyłam drzwi na środku jezdni i wypadłam z samochodu. Byłam tam już kiedyś.

Ruszyłam najpiękniejszą aleją, którą spacerowałam kiedyś z najukochańszym człowiekiem chodzącym po tej ziemi. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wszystko było wtedy ‘naj’.

Usiadłam na murku i rozglądałam się dookoła. Na samo wspomnienie dnia, gdy Zayn przyprowadził mnie do opuszczonego teatru, łzy znów pociekły po moich polikach. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, do momentu, gdy Malik nie dowiedział się o swoim przyszłym dziecku, do momentu, gdy to ja byłam najważniejszą kobietą jego życia.

Łykałam tabletki jak opętana. Byłam w amoku. Wędrowałam między krzakami, raniąc dłonie. Szukałam jakiegokolwiek wejścia do środka. Chciałam znów poczuć się jak wtedy.

Zazwyczaj natrafiałam na mur. Ze złości przejeżdżałam paznokciami po powierzchni, by tylko poczuć ból.

Bezsilność – takie uczucie towarzyszy osobie w depresji, która wie, że niedługo umrze.

Na krótko przed końcem, chciałaby jeszcze odtworzyć najszczęśliwsze chwilę w swoim życiu, jednak nie jest w stanie.

Płakałam, nie przejmując się, że ktoś mnie usłyszy. Teren był opuszczony, mało kto wiedział o istnieniu teatru ukrytego pośród gęstych chaszczy.

Byłam znów Mary Lennox, tylko brakowało mi klucza do mojego własnego, Tajemniczego Ogrodu.

W końcu natrafiłam na kawałek drewna. Zaczęłam przeciskać się przez krzaki, raniąc swoje ciało. Nie przejmowałam się tym, marzyłam tylko by wejść do środka i znaleźć się na scenie.

Wybiłam szybę dłonią. Była cała we krwi. Nie przeszkadzał mi ten widok. Od dłuższego czasu sama się okaleczałam i przyzwyczaiłam się już do bordo mazi pojawiającej się na mojej skórze.

Z trudem przeszłam przez dziurę. Nie miałam sił, by podźwignąć ciało, ale jakoś znalazłam się w środku. Było dość ciemno. Zupełnie jak wtedy. Jedynym dźwiękiem, który wypełniał pomieszczenie był mój własny oddech. Przerażająca cisza.

Powinnam być wtedy przerażona, jednak byłam zbyt zdeterminowana.

W pamięci odtwarzałam drogę, jaką przebyłam z Zaynem do sali. Trzymał mnie wtedy za rękę i czułam się cudownie. Jakbym skradła księżyc i schowała go głęboko w kieszeni, mając go na własność.

W końcu dotarłam. Ciemność może być jeszcze mroczniejsza. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby okazało się, że jest ktoś tam w środku. Że ON tam jest. Chyba padłabym na zawał i cały mój misterny plan diabli by wzięli.

Reflektor – to był mój cel. Miałam nadzieję, że będę mogła go bez problemu włączyć. Była to też jedna z rzeczy, które jakiś czas temu dotykał sam Zayn Malik. Tak, to chore, ale tak bardzo podnosiło mnie na duchu…

Ruszyłam w stronę sceny. Marzyłam o tym, że Zayn stoi gdzieś tam na widowni i mnie obserwuje podczas mojego ostatniego występu na scenie…

Usiadłam na jej brzegu i rzuciłam plecak na podłogę. Wyciągnęłam z niego puszkę piwa. Otworzyłam ją, a odgłos tryskającej, pełnej życia piany rozniósł się echem po pustym wnętrzu teatru. Zaczęłam powoli je sączyć, krzywiąc się na jego smak.

„Nazw... nazwa twa tylko jest… mi nieprzyjazna,
Boś ty w istocie nie Montekim…” – zaczęłam dukać, jednak nie potrafiłam zrobić tego drugi raz na tej samej scenie.

To wtedy bił mi brawo i zachwalał moją grę aktorską. Byłam w siódmym niebie…

Stój, stój, zuchwała! Czym nie jest twym panem?” – wołał wtedy do mnie. To ja miałam być jego panią. Wszystko potoczyło się inaczej…

Pewnie każdy chociaż raz w życiu zadaje sobie pytanie „jak to jest umierać?” Jedni umierają szybko, nie wiedząc nawet co się dzieje. Inni męczą się latami, cierpiąc chorobę. Wybrałam najprostszy sposób na odebranie sobie życia. Nie zadawałam sobie bólu, nie musiałam się dusić czy wykrwawiać na śmierć. Leżałam na zimnej podłodze, gdzie niegdyś oddawałam się miłości swojego życia – Zaynowi Malikowi.

Był moją zmorą, największym błędem życia, grzechem. Jak zakazany owoc, którego nigdy nie powinnam była zrywać. Umierałam przez niego. Umierałam od kilku miesięcy.

Byłam dla niego zwykła dziewczyną, ale jeśli ktokolwiek zapytałby mnie czy kochałam go, odpowiedziałabym: „Tak, kochałam Zayna Malika i był najlepszym co mogło mnie spotkać w życiu.”

Niechaj serce twe owładnie, kto ci pierwszy w oczy wpadnie. Schnij z miłości, schnij, szalona…


Otępiała słyszałam jego głos rozbrzmiewający po mojej głowie. Po polikach spłynęły mi łzy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że umieram.

Od autorki:

Jeśli myśleliście, że zapomniałam o Furious - nie zapomniałam. Opowiadanie jest, obiecałam około 40 rozdziałów, więc i będą.
Nie pojawiały się tu przez chyba najdłuższy okres "nie pojawiania się rozdziałów" ze względów prywatnych i technicznych.

Ale jest oto i rodział 28! Tak, jest piąta rano! *tańczymy lambadę* Mam nadzieję, że wybaczycie jeśli w tekście wystąpił jakiś błąd.

Nie zdradzam nic odnośnie tego co będzie w następnym rozdziale. Nie wchodzę już w sumie na mojego aska, bo mam tam niezły spam i nie mogę się dokopać do normalnych pytań.
Jeśli macie jakieś związane z opowiadaniem - bądź też nie - znajdziecie mnie tutaj: www.malik69monday.tumblr.com
Tutaj też możecie nękać mnie odnośnie pisania nowych rozdziałów, bo wtedy wiem, że ktoś na nie czeka.

Jeśli jest tu ktoś nowy, kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach na Twitterze, zapraszam - @cecesky.

ŻYCZĘ WAM UDANEJ RESZTKI WAKACJI, 
WASZA ZMORA CE!

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 27

Amanda


Wszystko układało się inaczej niż powinno. Było zbyt dobrze. Calum był cudowny i ciągle powtarzał jak bardzo mnie kocha. To mnie dobijało. Dobijał mnie fakt, że był Calumem, nie Zaynem. Owszem, cieszyłam się, gdy to mówił, ale jednak czułam pewien niedosyt.

Wrócił do szkoły. Siedziałam całe dnie w domu sama. Nie wychodziłam do ludzi, uważałam, że to zbyt wcześnie. Jednak im dłużej żyłam w osamotnieniu, tym bardziej świrowałam. Chciałam się zmienić. Zapomnieć o tym, kim jestem i zacząć wszystko od nowa.

Pierwszym punktem na mojej liście była zmiana image’u. Usiadłam przed lustrem w łazience i starannie podcinałam końcówki włosów. Z każdym wyrównaniem były krótsze i krótsze… Zawsze podobały mi się długie pukle włosów, sięgające pleców. Uwielbiałam, gdy Zayn bawił się moimi lokami czy ciągnął za nie podczas…

Kolejną rzeczą, którą chciałam zrobić to zafarbować je na jakiś dziwny kolor. Nie miałam jednak jak tego zrobić, więc ubrałam się w koszulkę Cala, stare, poszarpane jeansy i trampki. Przejrzałam się znów w lustrze i uśmiechnęłam nieznacznie. Wyglądałam jak dziewczyna rockmena. Niechlujny wygląd. Dokładnie to, co chciałam w sobie zmienić.

Wyszłam na dwór i odetchnęłam świeżym powietrzem. Wielkie, zatłoczone miasto. Chyba tego mi brakowało. Ludzie mijali mnie, spiesząc się do pracy, wracając ze szkoły, a ja spacerowałam jak turystka. Najlepsze jest to, że nikt tak naprawdę nie zwracał na mnie uwagi. Wyglądałam jak ostatnie nieszczęście, a oni mieli to gdzieś – przecież każdy jest inny.

Mijałam witryny sklepów, kawiarnie i przystanki, ciągle idąc naprzód. Nie miałam pojęcia po co, ale poszłam do szkoły. Mimo że nie byłam już jej uczennicą, ciągnęło mnie w tamtą stronę. Może chciałam zobaczyć Caluma, może Zayna. Na tę myśl westchnęłam pod nosem. Ciągle ‘albo, albo’. Żaden nie będzie mi nigdy obojętny.

Weszłam do budynku i skierowałam się do mojej szafki. Kod nadal działał. Ucieszyło mnie to. Jednak, gdy ją otworzyłam i zobaczyłam pustkę, zrobiło mi się przykro. To tak jakbym została wymazana. Nie była częścią historii tej szkoły, jakby nigdy mnie tu nie było. Nawet nie zabrałam z niej swoich książek i innych rzeczy. Cóż… i tak w szkole nikt się tym nie przejmował.

Wyszłam na dziedziniec i usiadłam pod drzewem. Słońce świeciło prosto na moją twarz. Było dość chłodno, ale przyjemnie. Położyłam się na trawie i wpatrywałam w niebo. To było moje ulubione miejsce w całej szkole. Stąd można było przyglądać się wszystkim i pozostać w cieniu. Tutaj wraz z Claire wymieniałyśmy się wszelkimi informacjami na temat przystojniaków z naszej szkoły – tak, o Zaynie też gadałyśmy.

Kiedy zadzwonił dzwonek nie ruszyłam się z miejsca. Chyba nikt mnie nie wyrzuci? Z resztą jeśli nawet, miałam to gdzieś. Uniosłam się na łokciach i obserwowałam otoczenie. Po chwili uczniowie zaczęli wchodzić z budynku, dyskutując na różne, fascynujące tematy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, lepiej dla mnie. Na dziedziniec wyszła para. Tak można było wywnioskować, ponieważ szli za rękę. Obserwowałam ich, ponieważ znałam tę dwójkę zbyt dobrze. Wszystko wywróciło się do góry nogami, kiedy obserwowałam jak chłopak z uśmiechem cmoka dziewczynę w polik, rozmawiając z nią o czymś zawzięcie. Przekomarzali się. Tylko jak… mówił, że wyjechała. Wróciła? Żeby mi go odebrać?

Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Minęłam parę, trącając dziewczynę w ramię. Tak nie postępuje przyjaciółka. Z resztą niech spierdala, nie odezwała się do mnie ani razu w przeciągu miesiąca.

- Hej! – rzuciła oburzona. – A gdzie przepraszam?

Chciałam odejść, ale odwróciłam się, sama nie wiedziałam dlaczego. Zmierzyłam ją z góry. Miałam łzy w oczach, ale byłam wściekła. Ludzie, którzy przechodzili przez drzwi, przyglądali nam się uważnie.

Dziewczyna pobledła i puściła dłoń chłopaka.

- No właśnie, gdzie przepraszam? – spojrzałam na Caluma.

- Mandy, jak ty wyglądasz… - szepnął w szoku.

- Pewnie gorzej od Claire, dlatego się przerzuciłeś. – bąknęłam i odwróciłam się na pięcie.


Zayn

Zaczęło się. Wyścig szczurów. Tak bardzo znienawidziłem swoją robotę, że nie miałem ochoty w ogóle do niej chodzić. Patrzenie na te wszystkie głupkowate twarze przyprawiało mnie o mdłości. Szczególnie wkurwiała mnie morda Caluma. Kiedy miałem lekcje z jego klasą, wchodził dumny jak paw, siadał do swojej ławki, rozwalał się i świdrował mnie wzrokiem pierdoloną godzinę. Uważał się za lepszego? Śmieszny, mały człowiek.

Wyżywałem się na nim. Owszem. Wiele osób wiedziało chyba dlaczego. W krótkim czasie po szkole rozeszła się plotka o moim romansie z Amandą, chociaż Stella usilnie trzymała się wersji, że to tylko plotka i dlatego mnie nie zwolniła. Dostawałem szału. Wszystkie laski pożerały mnie wzrokiem, jakby chciały tego samego. To był cyrk nie szkoła.

Najgorsze było to, że widziałem w nich Mandy. Ubierały się podobnie, czesały się podobnie. Chyba wszyscy robili sobie ze mnie jakieś jaja.

Wychodziłem z klasy, nie zamykając jej już nawet. Nie chciałem zostawać po dzwonku, bo zawsze znalazłaby się jakaś, która by mnie zatrzymała i chciała zwabić.

Okej, ja nie wychodziłem z klasy – wypadałem z niej jak burza. Przez to wpadałem na innych na nauczycieli czy uczniów.

- Przepraszam. – bąknąłem, gdy jakaś uczennica uderzyła we mnie z wielką siłą.

Podniosła wzrok i się nie odezwała. Zmarszczyłem czoło i się w nią wpatrywałem. Była taka znajoma. Ciemne włosy, ciemne oczy, które są tak piękne, że poznałbym je wszędzie. Amanda… chciałem się odezwać, ale nie potrafiłem. Tak się zmieniła.

Minęła mnie i ruszyła dalej korytarzem. Stałem jakby przypierdolił we mnie piorun. To była ona!

Nie potrafiłem się nawet odezwać. To był dla mnie szok…

- Na co się lampicie. – warknąłem na uczniów, którzy stali na korytarzu i przyglądali się uważnie całej sytuacji.

Wściekły na siebie ruszyłem do palarni. Mogłem ją zatrzymać, porozmawiać. Oczywiście stałem jak idiota i nie wiedziałem co zrobić.


Calum


To była najgorsza rzecz jaka mogła się przytrafić. Byłem z Claire zanim Amanda trafiła do szpitala. Kochałem Mandy, ale ona mnie nie chciała. Wtedy to wszystko się stało. Nie potrafiłem rzucić Claire, która mnie pokochała. Wyjechała, ale wciąż mieliśmy kontakt. No i wróciła, a wtedy między mną i Man… wszystko było takie pokręcone.

- Co to było… - bąknęła Clay, gdy staliśmy na schodach. – Ty jej nic nie wytłumaczyłeś?

- Byliśmy razem, nie możesz być zła o to, że… Dobrze wiesz, że była w szpitalu przez tego idiotę! – wywróciłem oczami. – Pójdę za nią.

- Nigdzie nie pójdziesz. – złapała mnie za rękę i pokręciła głową. – Musi w końcu dorosnąć i uporać się z tym sama.

Może i miała rację, ale czy Mandy potrafiła myśleć logicznie w takich chwilach? Nie byłem tego pewien. Dopiero co odżywała…

Próbowałem się do niej dodzwonić i pisać smsy, ale się obraziła. Dobrze wiedziałem jak się czuła. Przeżywałem to za każdym razem, gdy rozmawialiśmy o Maliku. Upokorzony, rozczarowany, ze złamanym sercem.

Nie rozumiałem tylko Claire, dlaczego nie chciała pójść i z nią porozmawiać, tak jakby nagle przestała się nią interesować. Przecież odkąd pamiętam zawsze trzymały się razem i były przyjaciółkami…


***


- Powinniśmy z nią pogadać, może ty… - przyglądałem jej się uważnie, gdy Man od tygodnia nie dawała znaku życia, nie otwierała drzwi. Nie chciałem być natarczywy, ale byłem przez pewien okres czasu jej jedynym opiekunem. Nie mogłem od tak odpuścić. Dodatkowo wydawało mi się, że Claire wiele nie rozumie.

- Nie mam z nią o czym gadać. – wzruszyła ramionami i wróciła do odrabiania pracy domowej, omijając moje ciągłe pytania i prośby.

- Dlaczego?

- Bo zawsze była lepsza i wszystko miała! – spojrzała na mnie gniewnie.

Pokręciłem zdezorientowany głową.

- Tak nie zachowuje się przyjaciółka!

- Nie jestem jej przyjaciółką! Nienawidzę jej! Kumplowałam się z nią tylko dlatego, że wszyscy jej nadskakiwali! Biedna sierotka z domu dziecka! – Clay zamknęła z hukiem książkę i walnęła się obok mnie.


Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie spodobała mi się dziewczyna taka jak ona. Claire była ciepła, miła, przejmowała się bliskimi. Udawała… Musiałem poważnie zastanowić się nad tym, czego chcę.

Od autorki:

Nie mam czasu na notkę, bo lecę się farbować xD

Jeśli jest ktoś nowy i chce być powiadamiany na Twitterze niech zostawi komentarz z nickiem :)

Pytania www.ask.com/cecesky

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 26

Zayn

Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Nie chodziło tu wcale o to, że stałem się ojcem. Właściwie to nim nie byłem. Któregoś pięknego dnia, wpadłem w odwiedziny do mojej małej córeczki Natalie, gdy okazało się, że na miejscu znajduje się już inny tatuś. Początkowo stwierdziłem, że nie ma szans na powrót do Camilli, bo już ułożyła sobie życie. Postanowiłem jednak zrobić testy. Nie to, że chciałem pozbyć się ‘problemu’, ale dla pewności.

Cóż… dziecko było nie moje. To by wyjaśniało przedwczesny poród. Byłem tym wszystkim tak zaaferowany, że Cam łatwo zamydliła mi oczy.

Zawiodłem się. Masz dziecko, uważasz je za swój cały świat, a ono nagle znika. Nie powiem, tęskniłem za małą, ale czułem się zraniony. Wszystko nagle straciło sens, bo poświęciłem się całkowicie (nie)mojej córeczce.

Oprócz tego nie chciałem mieszać w głowie Amandzie, mimo że tęskniłem za nią jak cholera. Calum zajmował się nią najlepiej jak potrafił. Zżerała mnie zazdrość, ale nie miałem już czego u niej szukać.

Byłem w ciemnej dupie, na samym dnie pierdolonego odbytu.

Co wieczór wychodziłem z Anthonym na piwo. To stało się moją rutyną. Oczywiście na jednym piwie się nie kończyło. Wtedy zawsze za bardzo się otwierałem, a Ant musiał wysłuchiwać.

Tak było też w ostatni piątek ferii zimowych. Weekend przed powrotem do użerania się z bandą totalnych idiotów. Siedzieliśmy spokojnie przy pierwszym kuflu. W telewizji leciał mecz Man United kontra Man City. Piłka nożna przestała mnie interesować od kiedy wszystko mi się zrujnowało. Wszystko przestało mnie od tamtej pory interesować.

Ant siedział obok, pasjonując się z kilkoma kolesiami grą. Rzuciłem okiem na pomieszczenie i zawiesiłem wzrok na typie, który tak jak ja nie wyrażał zainteresowania piłką.

Wziąłem swoje piwo i ruszyłem w jego kierunku. Siedział sam, bawił się komórką.

- Cześć. – bąknąłem, stawiając kufel na stole.

To było takie… gejowate. No co ten biedny koleś musiał sobie pomyśleć, gdy obcy facet dosiadł się do niego w barze. NIE JESTEM DO CHOLERY GEJEM.

- Zayn Malik. – podniósł na mnie wzrok i po chwili ujrzałem pełny, wredny uśmiech. Lekko pożółkłe zęby szybko sprawiły, że oderwałem od nich wzrok i spojrzałem kolesiowi prosto w oczy. – Nie spodziewałbym się, że cię tu zobaczę.

Kurwa. Fletcher?

- Ja też… - powiedziałem pod nosem niepewnie.

Cholera. William Fletcher. Co za cholerny pech! Z drugiej jednak strony nie weźmie mnie za geja. O nie… kto by wziął za geja kolesia, który… No tak.

- Co u Amandy? – jego wredny uśmiech się poszerzył. Skurwysyn. Gdyby wiedział jak bardzo żałuję…

- Nie mam pojęcia. – wyprostowałem się, kładąc dłonie na stół.

Chciałem być tak samo pewny siebie jak on. Jego wzrok był przenikliwy. Skąd w facecie przed trzydziestką tyle skurwysynstwa.

- Szkoda, puknąłbym ją jeszcze raz, ale skoro nie masz z nią kontaktu. – zaśmiał się.

Zacisnąłem pięści i zacząłem przyglądać się swoim palcom. Jakie ja miałem cudowne palce!

Nie… bałem się go. Gdy pierwszy raz go spotkałem, imponował mi. Chciałem być dominantem w związku jak on. Zanim zrobiliśmy TO Man, dużo z nim gadałem. Namieszał mi w głowie i w sumie przez to tak się wszystko potoczyło.

- Też bym ją jeszcze raz puknął. – starałem się, by ton mojego głosu był spokojny.

Zmarszczyłem brwi na swoją odpowiedź. O czym ja w ogóle pierdoliłem?

Fletcher uśmiechnął się na to i pochylił się w moją stronę.

- Możemy zabawić się z jakąś inną suką. – szepnął tak, by nikt nas nie usłyszał.

I tak nas nikt nie słuchał. Zerknąłem na Anta. Gały wlepione w pudło, browar w ręce. Wyglądał jakby pierwszy raz zobaczył gołą laskę.

Skinąłem głową i wstałem. Nie miałem nic do stracenia.


***


Kiedy leżałem obok młodej, pijanej dziewczyny, zastanawiałem się, co ja tak na serio zrobiłem. Wstałem i zacząłem się ubierać, by jak najszybciej zniknąć z pokoju hotelowego. Nie chciałem mieć kolejnych kłopotów z zakochaną małolatą. Tych z Amandą miałem wystarczająco. Wystarczyło spojrzeć jak to wszystko się skończyło. Ja tu, ona tam z innym. Kompletny ze mnie idiota.



Amanda


Siedziałam i czekałam jak jakaś idiotka na zbawienie. Nerwowo ściskałam telefon w ręku, ale wiedziałam, że nie zadzwoni. Może oboje z nas to przerosło.

Kanapa obok mnie się ugięła. Calum delikatnie wysunął komórkę z mojej dłoni i westchnął. Wiedział co robiłam. Za kim tęskniłam. Nie pomagała mi już jego obecność. Na siłę szukałam kontaktu z Zaynem.
Poczułam jak ramiona chłopaka oplatają moje ciało. Znów miała ochotę wtulić się i rozpłakać, ale widziałam, że w końcu i on odejdzie.

Nagle zaczęliśmy się całować. Pocałunki były niespokojne i namiętne. Język Caluma szybko przejął kontrolę nad moim, a on sam położył mnie na kanapie. Wsunął dłoń pod moją koszulkę, ściskając nerwowo pierś. Wstrzymałam oddech, próbując się opanować, jednak z każdym ruchem pożądałam go coraz bardziej. Chciałam żeby mnie pieścił. Tak bardzo mi tego brakowało.

- Kocham Cię Amando. – szepnął wprost do mojego ucha.

W tej krótkiej chwili wszystko we mnie pękło. Marzyłam o takim momencie, kiedy ktoś wyzna mi tak piękne uczucie. Ktoś mnie kochał i liczył się ze mną.

Uśmiechnęłam się szeroko i obróciłam go na plecy, wpatrując w jego wielkie oczy. Przyglądał mi się zaciekawiony i lekko zestresowany.

- Wiem, że… - bąknął niepewnie, ale szybko przyłożyłam palec do jego ust, po czym delikatnie w nie cmoknęłam.

Podniosłam się i podałam mu rękę, ciągnąc go w stronę łóżka. Rozebrałam się do bielizny i na nie upadłam.

- Długo mam na ciebie czekać? – zaśmiałam się, a on po chwili zrobił to samo, wypuszczając powietrze ze świstem.

Zawisnął znów nade mną i całował po szyi oraz dekolcie, ocierając się o mnie delikatnie. Czułam jak z czasem jego penis twardo napierał na moje udo. Przygryzłam delikatnie jego wargę, dotykając go przez bokserki chłopaka. Przejechałam niepewnie po całej jego długości, po chwili chwyciłam za materiał, zsuwając go niezdarnie. Calum szybko pozbył się bielizny. W tym czasie zrzuciłam stanik i wpatrywałam się w swoje piersi niepewnie. Nieco zmalały, nie wydawały mi się już takie fantastyczne jak kiedyś. Mimo wszystko chwycił je pewnie w dłonie i przysunął do nich twarz, kreśląc językiem kółka wokół jednego z sutków. Ujęłam w dłoń jego przyrodzenie i pocierałam nią czubek. Jęknął, równie zarumieniony jak i ja. Spojrzał prosto w moje oczy. Cmoknął mnie w czoło. Sięgnął do szafki nocnej i wyciągnął prezerwatywę. Sprytny, nawet nie wiedziałam co w nich pochował.

- Chcesz tego? – sapnął, nim założył gumkę.

Czy chciałam? W tamtym momencie bardzo.

Skinęłam pewnie głową. Po chwili poczułam jak wypełnia mnie od środka i zaczyna nerwowo się poruszać. Popchnęłam delikatnie ręką jego klatkę, on spojrzał na mnie z lekko uniesioną brwią.

- Spokojnie, mamy dużo czasu. – uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam.

Skinął głową, zamknął oczy i w końcu poruszał się płynnie. Było mi dobrze. Naprawdę dobrze. Nie spodziewałam się, że chłopcy w jego wieku potrafią być tak namiętni, zarazem czuli i spokojni podczas seksu. Nie zachowywał się jak zwierzę, ale dbał też o moją przyjemność. Ciągle mi się przyglądał, widziałam, że skupia się na tym, z kim to robi. Był niesamowity.

W końcu opadł na mnie bezsilnie i oddychał głośno przy moim uchu. Czułam ciepłe powietrze na swojej szczęce i szyi. Leżałam totalnie wypompowana. Straciłam kondycję.

- Możesz…? – bąknęłam.

- Co?

- Umm… to co powiedziałeś wcześniej…

- „Kocham cię”? – wciąż leżał wtulony. Miał trudności z wypowiedzeniem tych kilku słów. Chyba chciał za bardzo się wczuć.

- Dzięki…

Podniósł się roześmiany i pokręcił głową. Wstał i ruszył do łazienki.

Leżałam wpatrując się w sufit, zastanawiając czy zrobiłam dobrze. To niby nic – seks, ale Calum powiedział, że… I tak nie miałam nic do stracenia. Też musiałam coś do niego czuć, ale przez cały ten czas się oszukiwałam. Przecież nie poszłabym z nim do łóżka od tak. Nie po tym wszystkim.

Nie chwytałam się brzytwy. Chyba też go kochałam, ale nie potrafiłam przyznać się sama przed sobą.

Czy można czuć coś do dwóch kolesi naraz? Bo przecież ja nie mogłam zapomnieć od tak o Zaynie, ale to Cal był obok.

Westchnęłam i wyciągnęłam spod poduszki piżamę. Czekałam aż chłopak wyjdzie z łazienki, by wziąć szybki prysznic. Byłam cała mokra, spocona.

Kiedy w końcu wyszedł, uśmiechnął się do mnie promiennie. Dawno go takiego nie widziałam. A mówią, że seks nie jest najważniejszy.

Pochylił się nade mną i cmoknął w czoło.


- Kocham cię mała.

Od autorki:

Hej! Długo mnie znów nie było wieeeem, ale to wszystko przez pakowanie się na wyjazd do mamy, na koncert!

OMFG WIDZIAŁAM 1D I 5SOS NA ŻYWCA. DVRBawnvkfB TNI#RWAVI *fangirling time*

Jeśli chcecie przeczytać moją relację, zapraszam TUTAJ

Jeśli chodzi o rozdział, miałam od tygodnia tylko połowę i kompletny brak weny... Wakacje zjadły mi mózg haha.

Na sam koniec chciałam Wam PO-DZIĘ-KO-WAĆ!
Dzięki Wam zajęłam trzecie miejsce w Blogu Miesiąca na spis1D.blogspot.com! :)

Jeśli nadal chcecie być powiadamiani, dajcie znać, że tu jesteście!

Adios :) x

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 25

Amanda

Calum otworzył drzwi do mieszkania. Wyminęłam go i weszłam do środka, rozglądając się dookoła. Posprzątał i poprzestawiał meble. Nie odezwałam się słowem i ruszyłam głębiej. Marzyłam o kąpieli we własnej wannie. Chciałam wszystko przemyśleć i pogodzić się z myślą, że nie zobaczę więcej Zayna. Chciałam zaliczyć rok zaocznie i przepisać się do innej szkoły. Nie miałam zamiaru przebywać w tym samym budynku co on czy Stella.

Chłopak podążał za mną jak cień. Miałam go momentami dość, ale był chyba jedyną osobą, której ufałam.

- Pójdę się umyć. – rzuciłam, a on spojrzał na mnie wymownie.

Zmarszczyłam czoło i pokręciłam głową, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Odłożył torbę i otworzył łazienkę. Westchnęłam cicho pod nosem. Nie miałam zamiaru kąpać się przy nim czy z nim. Nie było mowy.

- Jakiś czas temu znalazłem Cię w tej wannie, drugi raz…

- Nie będzie drugiego razu. – ucięła szybko.

Zaczęłam się rozbierać, nadal stał w łazience, wpatrywał się w jeden punkt. Przynajmniej nie lampił się na mnie. W samej bieliźnie oparłam się o pralkę i czekałam aż woda naleci do wanny.

Oboje milczeliśmy. Tak było chyba najlepiej. Ciągle myślałam o Zaynie. Odszedł tak nagle. Spędził ze mną kilka dni i myślałam, że między nami wszystko było już okej. W końcu przestał przychodzić czy się odzywać. Zupełnie jak kiedyś. Powinnam się przyzwyczaić, ale bolało dużo bardziej. Wtedy łudziłam się, że żywi do mnie uczucia. Mogłam napisać biografię – Amanda Benson, wyruchana przez nauczyciela – dosłownie i w przenośni.

- Nie płacz już. – Cal jęknął.

Nie wiedziałam nawet kiedy pojawił się obok mnie. Wyprostowałam się zbyt szybko i poczułam wszystkie kości. Co się ze mną działo…

Płakałam? Nie zwróciłam uwagi. Na nic już nie zwracałam uwagi. Lekarze mówili, że powinnam się czymś zająć, przestać myśleć o przeszłości. Zabawne kurwa mać. Niby wyedukowani, po wyższych studiach, a zachowywali się jakbym była jakąś maszyną, którą można sformatować i zaczyna od początku.

Rozebrałam się do końca i weszłam do wanny. Nie czułam zawstydzenia, czując na sobie wzrok przyjaciela. Byłam w takim dołku, że nie obchodziły mnie tak podstawowe rzeczy.

- Szczerze? – bąknęłam, chcąc zwrócić jego uwagę, wyrwać go ze stanu w jakim się znajdował. – Jak ja wyglądam?

Westchnął i kucnął obok mnie. Milczał, skanując uważnie moją twarz. Rozumiałam moje zachowanie, ale jemu nic się nie stało. Mógł odpowiedzieć normalnie, a nie mnie zwodzić. Byłam taka niecierpliwa.

- Jesteś piękna jak zawsze. – uśmiechnął się delikatnie.

Wywróciłam oczami i znów na niego spojrzałam. Nadal się uśmiechał. Pokręciłam głową.

- Jesteś pojebany.

Wyrzucił ręce do góry w geście obronnym.

- Przestań! Chciałaś szczerości.

Wzruszyłam ramionami i objęłam kolana dłońmi. Spojrzałam w dół. Nie miałam ud, łydki pod wodą wyglądały jak patyki. Co ja ze sobą zrobiłam…

- Sama nie mogę na siebie patrzeć. – zagryzłam wargę.

Uświadomiłam sobie, że wciąż płaczę, więc zakryłam twarz dłońmi. Miałam dosyć. Nie widziałam przed sobą świetlanej przyszłości, w sumie żadnej przyszłości.

- Sory, szampon mi wpadł do oka. – zażartowałam, starając się przybrać dobrą minę do złej gry.

Teraz to on pokręcił głową, oparł się o wannę i bawił wodą.

Taki przyjaciel to skarb. Był ze mną w każdej potrzebie. Do  tańca i do różańca – jak to się mówi.

Nie miałam pojęcia co między nami jest. Taka przyjaźń zdarza się… raz na milion? Chłopak i dziewczyna. To coś wręcz wspaniałego. W końcu się uśmiechnęłam. To dało mi motywację. Miałam dla kogo żyć.


Calum


Mała, zapłakana kulka. Odtrącona przez cały świat; Tak ją widziałem. Nie zasługiwała na taki los. Była zwykła nastolatką, która potrzebowała trochę miłości i zainteresowania.

Niby człowiek powinien być niezależny, bo wtedy najmniej boli. No, ale szczerze, kto nie lubi spędzać czasu z drugą osobą, mieć do kogo otworzyć usta czy zjeść śniadanie.

Zawsze byłem typem obserwatora.

Nie pamiętam dnia, gdy ojciec był trzeźwy tak całkowicie. Fizycznie czy psychicznie. Jednak nadal był moim ojcem, a matka za nic nie chciała go zostawić.

Nieważne jak wielkim ktoś jest chujem. Ta osoba też ma uczucia i trzeba ją zrozumieć.

Najgorszą rzeczą jest podnieść rękę na własnego rodzica. W imię czego? Troski o kogoś, kogo się kocha – matkę.

Nie byłem czysty. Cholernie bolało mnie to, że wiele razy biłem się z ojcem, gdy był najebany. Jakim potworem by nie był, kochałem go, chociaż nigdy nie chciałem się do tego naprawdę przyznać. Wmawiałem matce, że go nienawidzę, chcę by umarł. Nie chciałem tego. On potrzebował pomocy, jednak nie chciał jej przyjąć. Utknęliśmy w martwym punkcie, co dzień powtarzając ten sam schemat.

Wracam ze szkoły, szybki obiad, spotkanie ze znajomymi, powrót do domu, płacząca matka i wrzeszczący ojciec.

Brzmi okropnie, ale to w pewnym stopniu moja rutyna.

Dlatego nie potrafiłem odpuścić Amandzie. Zasługiwała na szczęście.

Wokół panowała znieczulica. Nikt z klasy nie zainteresował się jej problemem. Claire wyjechała, chociaż Mandy jeszcze o tym nie wiedziała. Zdawałem jej relację z pobytu w szpitalu, tego jak zachowywał się Malik i tym podobne.

Nie chciałem jeszcze jej dołować.

- O czym myślisz? – wpatrywała się tępo w wodę.

Wzruszyłem ramionami.

- Chyba powinnaś wyjść już z tej wanny. Jak na ciebie patrzę to mi zimno.

Na jej twarzy zobaczyłem cień uśmiechu.

To takie proste. Troszczysz się o kogoś, widzisz jego radość i czujesz, że jest ci lepiej. Nawet małe rzeczy potrafią cieszyć.

Podałem jej ręcznik i wyszedłem z łazienki. Nie miałem się o co martwić. Pozbyłem się wszelkich przedmiotów, którymi mogłaby zrobić sobie krzywdę z domu. Wyrzuciłem leki, którymi mogłaby się naćpać. Lekarzom obiecałem, że będę o nią dbał i się nią opiekował. Dlatego rzuciłem szkołę. Z chłopakami graliśmy koncerty za pieniądze, więc zawsze na coś starczy.

Wprowadziłem się do jej mieszkania, mimo że nie ustalaliśmy tego wcześniej. Po prostu nie mogła być sama.

Zajrzałem do lodówki, wyciągnąłem ser i ketchup. Nigdy nie byłem najlepszym kucharzem, więc byliśmy zmuszeni zjeść na obiad tosty. Kolacja, może jakieś płatki.

Włączyłem toster i usiadłem przy stole. Byłem cholernie zmęczony. Spanie na krześle w szpitalu nie było wcale takie super jak to w tych wszystkich filmach, gdzie główni bohaterzy robią wszystko dla swoich ukochanych. Bolał mnie kark, kręgosłup miałem jakiś powyginany. Oprócz tego te koncerty w klubie. Bolała mnie głowa od ciągłego hałasu i niewyspania.

Sięgnąłem po komórkę, gdy poczułem wibrację w kieszeni jeansów.

‘Malik’ – nawet nie miałem ochoty się wkurwiać. Odchrząknąłem kilkakrotnie i w końcu odebrałem.

- Calum Hood, słucham. – wow, jak jakiś biznesman.

Cóż, z jednej strony chciałem pokazać mu, że jestem ponad nim. To ja byłem teraz numerem jeden w życiu Amandy. Z drugiej… trochę respektu się przyda.

- Cześć Cal... – bąknął. – co słychać?

- U mnie? Dziękuję, jest spoko, trochę koncertów. – powiedziałem złośliwie.

Znalazł się wielki człowiek, który chce zmienić świat. To ja tu byłem Cal Pal.

Nastała cisza. Pewnie bił się sam ze sobą, by nie palnąć czegoś nie tak. Cudowne uczucie, gdy taki frajer musi być dla ciebie miły, w końcu czegoś chciał.

- Pytam o Amandę… - odezwał się po chwili. – Jak się czuje? Nie zrobiła nic głupiego?

- Też okej. Jest mega załamana, nie jadła nic od dwóch dni, ale jestem obok i o nią zadbam.

Przez całą rozmowę wrednie akcentowałem każde ‘ja’ i ‘my’, jeśli chodziło o Mandy i moją osobę. Żadnego Malika w naszym życiu. Zbyt wiele namieszał.

No okej, byłem za miękki. Był ogromnym zerem, ale jednak martwił się o nią i tylko dlatego, że znaczył coś dla dziewczyny, byłem gotowy relacjonować mu co się dzieje.

- Dzięki – westchnął. – Do usłyszenia.

Sajonara.

- Do usłyszenia. – przytaknąłem i rozłączyłem się szybko.

Ruszyłem do tostera. Gdybym spalił to, wyszłoby, że nie powinienem przebywać w kuchni. Amanda żartowałaby sobie jak moja matka, że nawet wodę na herbatę potrafię przypalić. Nie potrzebowałem tego!


Wyciągnąłem talerze i zawołałem ją. Nie odezwała się, nie przychodziła. Niepokojące.

Od autorki:

PAM PAM PAM.

*mała rekalama* nadal możecie głosować na moje opowiadanie na Bloga Miesiąca na www.spis1d.blogspot.com i pomóc mi zająć zaszczytne, 3 miejsce! *po reklamie*

Nie wiem co napisać, więc napiszę, że jutro jadę do DemStory, w środę na koncert i PŁACZĘĘĘĘ ;________;

Życzę Wam udanych wakacji, rozdział jakoś w lipcu. Muahahaha! Postaram się zdać Wam jakąś relacyjkę z koncertu pod kolejnym rozdziałem, więc pewnie będzie szybko!