Amanda
„Oszukana Po raz Drugi” - taki
tytuł nosiłaby książka o moim życiu. Jakim popierdolonym życiu… Nie rozumiałam
już niczego. Siedziałam w domu i użalałam się nad sobą. Znowu. Byłam zmęczona.
Nie potrafiłam już omijać kłód rzucanych mi pod nogi przez los. Wszystkie lęki
stały się nagle obsesją. Bałam się, że zostanę sama i zostałam. Całkowicie
sparaliżowana strachem. Stare rany nie mogły się zagoić, wciąż rozdrapywane.
Czułam, że nawet największy okres czasu nigdy ich nie wyleczy.
Znalazłam się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Gdyby
nie ten pierdolony Zayn Idealny Malik, moje życie byłoby… normalne. Odtrąciłam
przez niego zakochanego we mnie chłopaka, by teraz sama cierpieć z powodu
złamanego serca.
Nie rozumiałam dlaczego kolejne ciosy zadawały mi najbliższe sercu osoby.
Chciałam tylko czuć się kochana, niczego więcej w życiu nie potrzebowałam.
Byłam głupią gówniarą, która myślała tylko o zabawia, a gdy przyszedł moment
rozczarowania, gówniara potrzebowała wsparcia.
Chciałam ze sobą skończyć. Nie widziałam żadnej świetlanej przyszłości
przed sobą. Szkoła? Dobrze zdane egzaminy? Na co mi to wszystko, kiedy będę
sama… Nigdy nie potrzebowałam nikogo tak bardzo jak w tamtej chwili… Moje życie
straciło wszystkie kolory…
Nie rozumiałam już sama siebie. Chciałam ze sobą skończyć już wcześniej,
jednak moje życie ocalił znany wszystkim superbohater – Calum Hood.
Gdzie był teraz? Zapewne przy boku mojej jakże cudownej ex-przyjaciółki.
- Zdzira! – krzyczałam przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
Nie wyglądałam najlepiej. Byłam cieniem samej siebie, który ledwo stał na
nogach. Nie mam pojęcia kogo wyzywałam, Claire czy samą siebie? W końcu to ja
byłam tą, która wskoczyła do łóżka nauczycielowi. W końcu do ja uprawiałam seks
ze swoim opiekunem. Tak bardzo brzydziłam się sama siebie…
Zapłakana wyszłam z domu. Wysypałam na dłoń kilka tabletek i połknęłam je
prawie się dusząc. Miałam gdzieś co myślą sobie ludzie, którzy mijali mnie na
mieście. Wyglądałam zapewne jak jakaś narkomanka, więc omijali mnie szerokim
łukiem. Nie wiedziałam po co to robiłam. Nie chciałam odwalać żadnych scen, ale
nie chciałam też siedzieć w zamknięciu. Spędziłam w ten sposób zbyt dużo czasu.
Doszłam do punktu kulminacyjnego.
- Poproszę, Londyn… park… - bełkotałam coś, wsiadając do taksówki.
Rzuciłam kierowcy kilkanaście funtów, wszystko co miałam w portfelu i ruszył,
krążąc po mieście.
Miał mnie za wariatkę, to było pewne. Chciałam tylko ostatni raz
przyjrzeć się Londynowi, by zapamiętać go i móc opowiadać tam na górze jaki
jest piękny. Mimo że się rozpadało, było cudownie. Właśnie tak wygląda stolica
na co dzień. Szarzy ludzie pędzący we wszystkie strony.
Wysypałam znów na dłoń dawkę pigułek.
Kiedy mijaliśmy dobrze znaną mi ulicę, otworzyłam drzwi na środku jezdni
i wypadłam z samochodu. Byłam tam już kiedyś.
Ruszyłam najpiękniejszą aleją, którą spacerowałam kiedyś z najukochańszym
człowiekiem chodzącym po tej ziemi. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Wszystko było wtedy ‘naj’.
Usiadłam na murku i rozglądałam się dookoła. Na samo wspomnienie dnia,
gdy Zayn przyprowadził mnie do opuszczonego teatru, łzy znów pociekły po moich
polikach. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, do momentu, gdy Malik nie dowiedział
się o swoim przyszłym dziecku, do momentu, gdy to ja byłam najważniejszą
kobietą jego życia.
Łykałam tabletki jak opętana. Byłam w amoku. Wędrowałam między krzakami,
raniąc dłonie. Szukałam jakiegokolwiek wejścia do środka. Chciałam znów poczuć
się jak wtedy.
Zazwyczaj natrafiałam na mur. Ze złości przejeżdżałam paznokciami po powierzchni,
by tylko poczuć ból.
Bezsilność – takie uczucie towarzyszy osobie w depresji, która wie, że
niedługo umrze.
Na krótko przed końcem, chciałaby jeszcze odtworzyć najszczęśliwsze
chwilę w swoim życiu, jednak nie jest w stanie.
Płakałam, nie przejmując się, że ktoś mnie usłyszy. Teren był opuszczony,
mało kto wiedział o istnieniu teatru ukrytego pośród gęstych chaszczy.
Byłam znów Mary Lennox, tylko brakowało mi klucza do mojego własnego,
Tajemniczego Ogrodu.
W końcu natrafiłam na kawałek drewna. Zaczęłam przeciskać się przez
krzaki, raniąc swoje ciało. Nie przejmowałam się tym, marzyłam tylko by wejść
do środka i znaleźć się na scenie.
Wybiłam szybę dłonią. Była cała we krwi. Nie przeszkadzał mi ten widok.
Od dłuższego czasu sama się okaleczałam i przyzwyczaiłam się już do bordo mazi
pojawiającej się na mojej skórze.
Z trudem przeszłam przez dziurę. Nie miałam sił, by podźwignąć ciało, ale
jakoś znalazłam się w środku. Było dość ciemno. Zupełnie jak wtedy. Jedynym dźwiękiem,
który wypełniał pomieszczenie był mój własny oddech. Przerażająca cisza.
Powinnam być wtedy przerażona, jednak byłam zbyt zdeterminowana.
W pamięci odtwarzałam drogę, jaką przebyłam z Zaynem do sali. Trzymał
mnie wtedy za rękę i czułam się cudownie. Jakbym skradła księżyc i schowała go
głęboko w kieszeni, mając go na własność.
W końcu dotarłam. Ciemność może być jeszcze mroczniejsza. Nie wiem co bym
zrobiła, gdyby okazało się, że jest ktoś tam w środku. Że ON tam jest. Chyba
padłabym na zawał i cały mój misterny plan diabli by wzięli.
Reflektor – to był mój cel. Miałam nadzieję, że będę mogła go bez
problemu włączyć. Była to też jedna z rzeczy, które jakiś czas temu dotykał sam
Zayn Malik. Tak, to chore, ale tak bardzo podnosiło mnie na duchu…
Ruszyłam w stronę sceny. Marzyłam o tym, że Zayn stoi gdzieś tam na
widowni i mnie obserwuje podczas mojego ostatniego występu na scenie…
Usiadłam na jej
brzegu i rzuciłam plecak na podłogę. Wyciągnęłam z niego puszkę piwa.
Otworzyłam ją, a odgłos tryskającej, pełnej życia piany rozniósł się echem po
pustym wnętrzu teatru. Zaczęłam powoli je sączyć, krzywiąc się na jego smak.
- „Nazw... nazwa
twa tylko jest… mi nieprzyjazna,
Boś ty w istocie nie Montekim…” –
zaczęłam dukać, jednak nie potrafiłam zrobić tego drugi raz na tej samej
scenie.
To wtedy bił mi
brawo i zachwalał moją grę aktorską. Byłam w siódmym niebie…
„Stój, stój, zuchwała! Czym nie jest twym
panem?” – wołał wtedy do mnie. To ja miałam być jego panią. Wszystko
potoczyło się inaczej…
Pewnie każdy
chociaż raz w życiu zadaje sobie pytanie „jak to jest umierać?” Jedni umierają
szybko, nie wiedząc nawet co się dzieje. Inni męczą się latami, cierpiąc
chorobę. Wybrałam najprostszy sposób na odebranie sobie życia. Nie zadawałam
sobie bólu, nie musiałam się dusić czy wykrwawiać na śmierć. Leżałam na zimnej
podłodze, gdzie niegdyś oddawałam się miłości swojego życia – Zaynowi Malikowi.
Był moją zmorą,
największym błędem życia, grzechem. Jak zakazany owoc, którego nigdy nie
powinnam była zrywać. Umierałam przez niego. Umierałam od kilku miesięcy.
Byłam dla niego
zwykła dziewczyną, ale jeśli ktokolwiek zapytałby mnie czy kochałam go,
odpowiedziałabym: „Tak, kochałam Zayna Malika i był najlepszym co mogło mnie
spotkać w życiu.”
Otępiała
słyszałam jego głos rozbrzmiewający po mojej głowie. Po polikach spłynęły mi
łzy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że umieram.
Jeśli myśleliście, że zapomniałam o Furious - nie zapomniałam. Opowiadanie jest, obiecałam około 40 rozdziałów, więc i będą.
Nie pojawiały się tu przez chyba najdłuższy okres "nie pojawiania się rozdziałów" ze względów prywatnych i technicznych.
Ale jest oto i rodział 28! Tak, jest piąta rano! *tańczymy lambadę* Mam nadzieję, że wybaczycie jeśli w tekście wystąpił jakiś błąd.
Nie zdradzam nic odnośnie tego co będzie w następnym rozdziale. Nie wchodzę już w sumie na mojego aska, bo mam tam niezły spam i nie mogę się dokopać do normalnych pytań.
Jeśli macie jakieś związane z opowiadaniem - bądź też nie - znajdziecie mnie tutaj: www.malik69monday.tumblr.com
Tutaj też możecie nękać mnie odnośnie pisania nowych rozdziałów, bo wtedy wiem, że ktoś na nie czeka.
Jeśli jest tu ktoś nowy, kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach na Twitterze, zapraszam - @cecesky.
ŻYCZĘ WAM UDANEJ RESZTKI WAKACJI,
WASZA ZMORA CE!