niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 21

Amanda

Siedziałam na łóżku. Nie zaprzeczył. Straciłam miesiące na romans ze starszym facetem. Wykorzystał mnie seksualnie. Przecież nic innego w zamian nie dał. Dlaczego dałam się kolejny raz wplątać w coś takiego? Już raz przejechałam się na Williamie, teraz do listy mogłam dopisać Zayna.

Przełknęłam głośno ślinę i otworzyłam oczy. Stał z otwartymi ustami, jakby bił się z myślami, by coś powiedzieć. Byłam sparaliżowana. Nie wiedziałam co robić. Uciekać czy czekać aż to on wykona pierwszy ruch?
Ucieczka jest najprostsza. Udajemy, że nigdy nic się nie stało, że to nas nie dotyczy. Staramy się zatuszować błędy przeszłości. Idziemy przed siebie z wysoko uniesioną głową, zapominając o tym co było kiedyś.

Byłam zbyt słaba na taki krok. Rozbita. Nie potrafiłam zapomnieć, że kiedyś coś nas łączyło. Nawet jeśli to był zwykły seks. Dla niego.

Z każdym zbliżeniem czułam się jak bogini. Taki facet jak on, chciał kogoś takiego jak ja. Pożądał. Czułam się wyjątkowa, że ktoś w końcu mnie chce. To naprawdę wspaniałe uczucie, gdy całe życie los kopie cię w dupę.

- Mandy, ja… - zaczął, ale się zawahał.

Zabrakło mu słów. Pokręciłam głową. Z resztkami godności zebrałam się z jego łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Ja wychodzę, on zostaję. Kiedyś to chyba przerabialiśmy…

Te kilka sekund trwało wieczność. Miałam wrażenie, że będę czołgać się do drzwi z bezsilności. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie w takim momencie do cholery! Przełykałam łzy, starając się nie szlochać. Policzki strasznie mnie piekły, oczy zaszły mgłą. W końcu się poddałam. Usiadłam pod ścianą na korytarzu, przyciągnęłam kolana do klatki i schowałam między nimi głowę, płacząc.

Nie liczyłam na to, że przyjdzie. Nawet tego nie chciałam. Potrzebowałam chwili dla siebie. Takiej, gdzie mogę po prostu ryczeć na cały głos, nie czując zażenowania czyjąś obecnością.

Kiedy to wszystko się spierdoliło? Po co ja w ogóle się w to pakowałam. Mogłam odpuścić go sobie, gdy nie wypaliło za pierwszym razem. Idiotka.

Miał mieć rodzinę, której nigdy nie miałam. Jego dziecko zasługiwało na to, by wychować się w pełnej rodzinie. Chociaż ono mogło być szczęśliwe.

Ludzie są chorzy. Faceci. Myślą tylko o swoim fiucie i przyjemności, jaką mogą sobie dostarczyć, wtykając go w odpowiednią dziurę.

Zrobił ze mnie dziwkę. Stałam się wrakiem człowieka. Jego marionetką. Jak pociągnął za sznurek, tak tańczyłam. Nie potrafiłam przerwać tych sznurków. Ciągle siedziałam w jego mieszkaniu. Jeśli w końcu wyjdę, nigdy nie wrócę.

Wstałam, ale znów się chwiałam. Wszystko mi się rozmazywało, było za mgłą. Od szlochu, moje ciało tak się napięło, że zachciało mi się wymiotować. Zakryłam usta, czując w przełyku posmak słonych łez. Znów odruch wymiotny.

Poczułam pod pachami mocny uścisk. Podniósł mnie i zaciągnął do łazienki. Miałam ochotę odpłynąć w jego ramionach, ale z drugiej strony, tak bardzo chciałam, żeby mnie nie dotykał. Walczyłam sama ze sobą.

Zayn

Nigdy w życiu, nie byłem tak okropnie zestresowany. Siedziałem z Amandą na zimnych kafelkach. Wymiotowała od około pięciu minut. Wszystko mi się dłużyło. Była blada i wycieńczona. Nigdy nie wyglądała tak źle. Widać było, że walczy z własną świadomością. Zemdleje drugi raz, szpital.

Dodatkowo ja musiałem ją dobić. Co miałem kurwa powiedzieć? Tak wiem, jestem chujem, zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego powinna była zostać z Calumem. Dzieciak ją kochał. Udowodnił to kolejny raz. Miał większe jaja ode mnie. Ja nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem. Miałem ochotę uciec od wszelkich problemów, ale to nic nie zmienia.

Już raz tak zrobiłem, straciłem kontakt z rzeczywistością. Dobrze się bawiłem. Zawsze się kurwa dobrze bawię, a potem ponoszę tego konsekwencje. Jak sytuacja z Mandy. Prawie umarła.
Na samą myśl przeszły mnie ciarki po plecach.

Wytarłem jej usta papierem, gdy skończyła rzygać. Miała zamknięte oczy i bujała się bez sił. Przytuliłem ją do swojej klatki. Nie powinienem tego robić, ale nie potrafiłem. Nie mogłem jej dalej krzywdzić. Potrzebowała trochę ciepła. Musiała wydobrzeć. Byłem jedyną osobą, która mogła okazać jej wtedy wsparcie. Pomóc stanąć na nogach.

- Przepraszam… - westchnąłem, a ona kiwnęła głową.

Też miałem ochotę się popłakać, ale nie wypadało. Przecież Zayn Malik to mężczyzna, nie jakaś cipa. Coraz częściej udowadniałem, że to nieprawda. Wszystkich wokół zawodziłem. Amandę, Camillę. Do tego w moje życie wplątała się Stella, która ciągle nie dawała mi spokoju romansem z Mandy. Wypytywała dlaczego właśnie ona, jaka jest, co lubimy robić. Przez to uświadomiłem sobie, że co byśmy nie robili, zawsze kończyliśmy na seksie.

Nie potrafiłem być w związku. Byłem jakiś niewyżyty, do kurwy nędzy.

- Chce mi się spać. – bąknęła nagle pod nosem.

Pokręciłem głową załamany. Nie może kurwa znów zemdleć, bo to może być niebezpieczne. Położyłem ją na zimnej podłodze, przykładając dłonie do policzków. Była rozpalona. Dostała gorączki. Panikowałem. Jeszcze nigdy nie byłem tak bezradny. I ja miałem mieć dziecko? Kiedy nie potrafiłem poradzić sobie z nastolatką.

Poklepałem się po kieszeniach. Kurwa, telefon miałem zawsze przy dupie, a gdy potrzebny…

Wstałem i pobiegłem do sypialni. Musiał gdzieś tam być. Rozglądałem się nerwowo po pokoju, szukając aparatu, gdy nagle usłyszałem wibracje. Na kurwa szczęście. Chwyciłem za komórkę i automatycznie przyłożyłem do ucha.

- Halo! – wrzasnąłem.

- Zayn, kurwa. – głos Anta był nerwowy. Zupełnie jak mój.

Co się kurwa stało? Mógłby się streszać, przecież Amanda nadal leżała na podłodze. Mogła nawet stracić przytomność. Zadzwonił w złym momencie.

- Dlaczego nie odbierasz od Camilli?

Zmarszczyłem czoło. Czego jeszcze ona ode mnie chciała.

- Byłem zajęty… - bąknąłem, nabierając powietrza.

Ruszyłem w stronę łazienki, przyciskając komórkę do ucha. Kucnąłem przy dziewczynie. Miała zamknięte oczy i nie reagowała na bodźce zewnętrzne. Zamarłem. Oblały mnie zimne poty.

- Zajęty? Zayn, ona chyba rodzi. Jadę zawieźć ją do szpitala. Jak zwykle muszę ratować ci du…

- Dzięki Ant. Muszę kończyć. – przerwałem mu w pół słowa.

- Żadne kurw…

Rodziła mi się córeczka? Już? Przecież było za wcześnie. Ledwo siódmy miesiąc. Ja pierdolę. Wszystko naraz. Mandy, Camilla, dziecko. Szpital.

- Mandy… - szepnąłem, podnosząc ją do góry. Nawet nie jęknęła.

Niosłem ją jak worek ziemniaków. Wyszedłem z mieszkania, nie zamykając go. Było mi wszystko kurwa jedno. Jedyne czym się martwiłem, to by zdążyć na czas i nie spowodować wypadku. No i żeby Ant też zdążył na czas.


Anthony

- Ant rodzę. – usłyszałem w słuchawce kobiecy głos.

Spojrzałem na wyświetlacz. Camilla.

Podniosłem się do pozycji siedzącej. Usnąłem przed telewizorem, oglądając mecz. Totalny bałagan, ja całkowicie wczorajszy. Musiałem zajebiście długo spać.

- Już?

Zajebałem facepalma. No jasne, skoro kurde rodzi, to rodzi.

- Ant, Zayn nie odbiera, przyjedź po mnie! – pisnęła do słuchawki. Odsunąłem telefon na odległość ręki.

- Ta, jadę. – mruknąłem pod nosem i wstałem z kanapy.

Musiałem się odlać. Miałem pęcherz pełny po wypiciu sześciu piw. Chyba te kilka minut nikogo by nie zbawiło? Gdzie ten kutas znowu balował, że nie odbierał telefonu.

Wykręciłem jego numer zaspany, ale nie reagował nawet na moje sygnały. Rozumiem nie gadać z marudząca babą w ciąży, ale z najlepszym kumplem?

Westchnąłem i zacząłem się szykować. Woho, wujek Ant jedzie odebrać poród. Jakby to kurwa było moje dziecko, rozumiem. Chciało mi się jeść i spać jednocześnie. Nie poczułem żadnej adrenaliny. Jechałem, bo jechałem. Urodzi się, bo taka jest kolej rzeczy. Jak się włoży, trzeba wyciągnąć.

W radio leciała moja ulubiona piosenka Ne-yo. Nuciłem sobie pod nosem, jadąc londyńskimi ulicami. Nie było korków, wszyscy w pracy. Też powinienem tam być, ale mam kurwa bogatych rodziców i wyjebane. Poczekam do przejęcia firmy. Póki co mogę być ‘nierobem’, jak to tatuś mawia.

„Powinieneś brać przykład z brata Anthony. – usłyszałem w głowie głos ojca. – On się chociaż kształci, a ty tylko dobrze bawisz razem z Malikiem. Coś powinno wam to ukrócić.”


Święta prawda tatku. Powinno.

Od autorki:

Oto i jest. Napływ weny zabity przez głód o drugiej w nocy, wybaczcie. Tak myślę, że dam radę jeszcze w zbliżającym się tygodniu napisać rozdział. Nie obiecuję, że jutro XD

Kontakt ze mną;
Twitter: @cecesky
Ask: www.ask.fm/cecesky

KOCHANI ZARAZ MAJÓWKA, SMILE :D

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 20

Calum

Zanim usnęła, zobaczyłem w jej oczach przerażenie i zagubienie. Mówiła, że życie nie ma dla niej sensu, nigdy nie miało. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wszystko się tak okropnie popieprzyło. Wiedziałem, że nigdy nie będziemy razem, że ona mnie nie zechce.

W poniedziałek poszedłem do szkoły, ale to nie było to samo. Mandy wróciła, ale nagle wokół niej wytworzyło się skupisko ludzi, którzy wypytywali o samopoczucie, czy mogą jakoś pomóc. Gdyby nasza wychowawczyni nie wspomniała o jej pobycie w szpitalu, nikt nawet nie zauważyłby, że Amandy nie ma w szkole.

Podczas jednej z przerw odgoniła tłum dziewczyn i niepewnie podeszła w moją stronę. Przepisywałem zadanie z angielskiego, mając nadzieję, że uporam się z tym szybciej niż zwykle. Jednak pojawiła się ona i nie miałem serca jej zignorować.

- Hej… - uśmiechnęła się nieśmiało.

- Hej. – odłożyłem zeszyt i westchnąłem.

- Wszystko ok? – usiadła obok i zerknęła na kartkę.

Szybko zebrałem rozwalony zeszyt, lekko speszony. Na marginesie zapisane miałem kilka wersów nowej piosenki. Nie była skończona, nie miałem nawet nut. Chciałem, żeby usłyszała ją pierwsza, ale bez zbędnych spoilerów.

- Taaa… chciałem przepisać pracę domową, bo nie odrobiłem.

- Jak myślisz, ucieszy się na mój widok? – bąknęła cicho, podciągając kolana pod brodę.

Miałem ochotę wywrócić oczami, ale pewnie by się rozzłościła. Nie chciałem tego. Lekarz podczas wypisu powiedział, że nie powinna się denerwować. Jak w ciąży. To wszystko było kurwa tak pojebane, że sam miałem ochotę coś sobie zrobić.

Nim zadzwonił dzwonek, pod klasą zjawił się nasz nauczyciel od angielskiego. Przystanął przy drzwiach, gdzie siedzieliśmy i zmierzył nas z góry. Naplułbym mu w twarz, gdybyśmy nie byli w szkole.

Usłyszałem głośne przełknięcie śliny Amandy. Zerknąłem na nią kątem oka. Wyglądała na jeszcze kruchszą niż chwilę wcześniej. Pobladła. Wróciłem wzrokiem do Malika. Miał skwaszoną minę, jakby ktoś podsunął mu gówno pod nos. Nie rozumiałem tego, co działo się wokół mnie. Poczułem się jak intruz. Było między nimi coś, czego nie rozumiałem. Oni natomiast wyglądali, jakby toczyli jakąś zaciekłą konwersacje, w której to Mandy jest na straconej pozycji.

Objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie. Trzęsła się jak osika. Poczułem żal, jednocześnie jakaś wielka siła kazała mi z triumfem spojrzeć na Malika. Tak i zrobiłem. Nauczyciel odwrócił szybko wzrok i wszedł jak strzała do klasy.

Nasi koledzy weszli zaraz za nim. Podniosłem się, zebrałem zeszyty i wyciągnąłem dłoń w stronę brunetki. Chwyciła ją i kurczowo trzymała.

- Nie mdlej. – bąknąłem.

Posłała mi blady uśmiech i ruszyła przodem, ciągnąc za sobą plecak.

Amanda

Wszystko było takie inne. Dziwne. Nie było mnie w szkole jakiś czas. Dwa tygodnie, może trzy. Miałam sporo zaległości, ale Cal i Clay poświęcili mi dużo czasu, by wszystko nadrobić. Miałam urwanie głowy. Nie odebrałam pieniędzy, nie zapłaciłam za czynsz. Miałam szczęście, że Beth była wyrozumiałą kobietą. Na mój widok mało nie zeszła na zawał.

Mimo, że nie wyglądałam najlepiej, czułam się wyśmienicie. Psychicznie. Odpoczęłam w szpitalu, zebrałam myśli. Najważniejsze było to, że miałam obok Caluma i Claire. Dawali mi siłę i motywację.

Najgorzej znosiłam lekcje języka angielskiego. Musiałam patrzeć na Zayna, gdy ten nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Gdy wróciłam do szkoły zapytał jedynie przy klasie o samopoczucie. Tylko tyle.

Nie wiedziałam co zrobić, by złapać go po lekcji. Każdą kończył wcześniej, czekał aż wszyscy wyjdziemy, zamykał drzwi i odchodził. Nie byłam w stanie zebrać się do kupy, ruszyć za nim i pogadać.  Bałam się konfrontacji. Przestałam czuć, że mu zależy. Przecież był głównym powodem tego, co się ze mną stało.

Wylewałam morze łez, później ocean krwi, gdy myślałam o nim. O tym co zrobił. Nienawidziłam siebie. Czułam się brzydka, niechciana, sponiewierana. On, tak nagle o wszystkim zapomniał. Wymazał mnie ze swojej pamięci, jak gumką nieudany rysunek ze szkicownika. Starałam się zamydlić sobie oczy. ‘Nie miał czasu’, ‘nie miał nastroju’. Oszukiwałam się i miałam tego świadomość. Jednak chyba ciągłe wmawianie sobie, że wszystko jest po staremu, dawało mi siłę. Mogłam żyć dalej. Nie myślałam o tym, by zrobić sobie fizyczną krzywdę czy się zabić. Miałam takie myśli. Tak bardzo nie szanowałam siebie.

Nadał nie jadłam. Malałam w oczach. Zażywałam antydepresanty. Zachowywałam się jak ćpunka. To zaburzało rzeczywistość.

Tego dnia nie poszłam do szkoły normalnie. Zjawiłam się tam dopiero kilka godzin po końcu zajęć. W szkole odbywała się rada grona pedagogicznego. Musiał na niej być. Jak obłąkana siedziałam pod drzwiami budynku. Czekałam godzinę, kolejną, kiedy wszyscy już wyszli ze szkoły. Jego nie było. Zrezygnowana wstałam i ruszyłam chodnikiem. Zebrało mi się na płacz i wspomnienia. Wspomnienie jego. Tylko tyle miało mi zostać po tym krótkim romansie? Przecież ja go kochałam.

- Mandy? – usłyszałam za plecami.

Odwróciłam się szybko. Nie myślałam o tym jak wyglądam. Byłam w szoku, że stał na wprost mnie. Brakowało tylko otwartych ramion i szerokiego uśmiechu. Peszyła mnie jego zimna aura. Też wyglądał na lekko zdezorientowanego.

- Cześć. – uśmiechnęłam się delikatnie.

Nie zabiłam mu matki, by mroził mnie swoim wzrokiem. Zaczęłam głębiej oddychać, czekając na jego reakcje. Zmarszczył czoło. Wyglądał, jakby coś kalkulował. Przekręciłam głowę na bok i mu się przyglądałam. Jak zwykle idealny. Włosy lekko rozczochrane, koszula niedopięta na ostatni guzik, pod szyją. Zaciągnęłam się powietrzem, tak, jakbym chciała go poczuć. Stał jednak kilkanaście metrów dalej. Mogłam jedynie nacieszyć się jego widokiem.

Nagle usłyszałam stukot obcasów, a z budynku wyszła dyrektor Coward. Moja matka. Wlepiłam w nią oczy. Zrobiła to samo, co chwila zerkając nerwowo na Zayna.

- Cześć. – bąknął w końcu.

Obrócił się po chwili i też jej się przyjrzał.

Zapadła cisza. Minuty się dłużyły. Nie wiedziałam co robić. Przede mną stał facet mojego życia, tuż za nim moja biologiczna matka, która oddała mnie do domu dziecka. Z kim powinnam omówić niewyjaśnione sprawy?

Zmarszczyłam czoło przyglądając się kobiecie. Nie byłyśmy nawet podobne. Ona blond, ja ciemna. Miała niebieskie oczy, ale tak samo duże jak moje. Wiedziała kim jestem? Może chociaż się domyślała?

Pokręciłam głową i spuściłam wzrok.

- Mandy, wszystko w porządku? – usłyszałam głos Malika.

Był beznamiętny. Wszystko dochodziło do mnie echem, obraz dookoła się rozmazywał, upadłam.

***

Poraziło mnie jasne światło. Zmrużyłam oczy i osłoniłam je dłonią. Leżałam na miękkim łóżku. Szybko chwyciłam kołdrę i zaciągnęłam ją na głowę. Po chwili materac obok ugiął się pod ciężarem jakiejś osoby.

- Mandy. – ta chrypa oznaczała tylko jedną osobę. Zayn!

Automatycznie usiadłam i przytuliłam go od tyłu ziewając.

- Miałam taki okropny sen. – szepnęłam.

Nie ruszył się. Odsunęłam się niepewnie i zerknęłam na swoje nadgarstki. Więc to nie był sen. Wszystko okazało się prawdą, tylko co ja robiłam w mieszkaniu Zayna, w jego łóżku.

Złapał moje ręce i obrócił. Trzymał mocno za nadgarstki, przyglądając się bliznom Zagryzłam mocno wargę, czekając na jakikolwiek komentarz. Pokręcił głową i syknął.

- Coś ty kurwa nawyprawiała! – wrzasnął w końcu, nadal trzymając mnie za ręce. Bolało jak cholera. Nie miałam siły się wyrywać, więc odpuściłam. – Jak ty do cholery wyglądasz!

Teraz to ja pokręciłam głową. Chciałam żeby przestał. Nie tak miała wyglądać nasza pierwsza rozmowa po tak długim czasie wzajemnej nieobecności.

Po chwili odtrącił moje dłonie i wstał. Przyglądałam mu się tępo. Nie krępowało mnie, że przyłapał mnie na tym raz, drugi, trzeci, gdy tak nerwowo krążył wokół łóżka. Rzucał mi krótkie, pełne złości spojrzenia.

- Co ja zrobiłem nie tak? – jego ton głosu się zmienił. Był miękki, przepełniony strachem.

Przypominał małego chłopca, który szukał matki w wielkim supermarkecie. Wzruszyłam ramionami. Co miałam powiedzieć? ‘Rozkochałeś mnie w sobie?’ czy lepiej ‘zgwałciłeś mnie’? Rzeczywistość wydawała się absurdalna.

- Ja chciałam… wiesz, że cię kocham… - bąknęłam cicho pod nosem.

Zatrzymał się, wpatrując we mnie swoimi piwnymi oczami. Spojrzałam prosto w nie, starając się pokazać mu, że nie kłamię.

- Mam w drodze dziecko, nie jestem gotowy na związek… - pokręcił głową. Moje już potłuczone serce, rozpadało się na małe drobinki. – z nastolatką.

To był siarczysty policzek. Traktował mnie jak niedojrzałą gówniarę? Nie rozumiałam go. Na dobrą sprawę miał tylko mnie. Przecież odrzucił Camillę. Co przeszkadzało mu w związku. Nawet takim jak dotychczas.

- Po prostu mnie nigdy nie kochałeś.


Zamknął oczy. Poczułam jak strumień łez spływa po mojej twarzy. Nigdy mnie nie kochał.

Od autorki:
Cześć i czołem, wesołych!

Jest mi smutno, jest mi źle, dzisiejsi goście opierniczyli mi całego gyrosa, nie mam co jeść ;( xD
Jest szósta rano, dodaje rozdział i jestem cholernie głodna, help...

Jeśli chodzi o rozdział, komentarz zostawiam Wam, droga wolna.

Jest tu ktoś, kto chce być nadal powiadamiany o rozdziałach, czy chce dołączyć do grona tego grona osób?

AAAA! No i mam do Was MEGA prośbę.

Zagłosujcie na mordkę (fuu XD) mojego kumpla i tekst naszej klasy w projekcie. Musicie głosować z kompa i przez fejsa *mina kotka ze Shreka*. Im więcej głosów, tym szybciej rozdział, a SZO xd

Tutaj macie linki:


http://www.anp.kj.org.pl/konkurs/tekst/138/

NIECH WAM BÓG W MALIKACH WYNAGRODZI!

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 19

Calum
Kiedy wszedłem na salę, ujrzałem małą, bladą dziewczynkę. Leżała z obandażowanymi dłońmi, wzrokiem wlepionym w okno.
Pogoda była piękna. Idealna na spacer po parku. Pewnie tego jej brakowało. Kiedy dobiłem się do jej mieszkania, zobaczyłem jeden, wielki syf. Koszulki były porozrzucane po łóżku, zużyte chusteczki walały się pod nogami.  Na podłodze utworzyła się wielka kałuża. Dzięki temu wiedziałem, gdzie znajduje się Amanda. Miałem w głowie straszne obrazy. Leżała w wannie pełnej wody. Poślizgnąłem się, idąc w jej stronę. Co by było, gdybym się spóźnił? Straciłbym ją…
Usiadłem na krześle przy łóżku. Obróciła powoli głowę w moją stronę. Wyglądała, jakby sprawiło jej to wielką trudność. Przełknąłem głośno ślinę. Chciało mi się płakać. Wyciągnęła do mnie dłoń. Było mi strasznie ciężko. Bałem się, że zrobię jej krzywdę. Opuszkami palców przejechałem po białym materiale. Mandy uśmiechnęła się nieznacznie. Wtedy z moich ust wyrwało się pytanie, dlaczego?
Wyglądała na wystraszoną, gdy je zadałem. Rozluźniła uścisk i odwróciła wzrok. Przygryzła wargę tak bardzo, że jej malinowe usta pobladły. Byłem pewny, że to jego wina. Dlatego tak bardzo się denerwowała. Wiedziała jaką mam o nim opinię. Nienawidziłem go. Szczerze? Ich związek był śmieszny. Tylko ją pieprzył. Nikt, oprócz najbliższych o nich nie wiedział. Nie dostawała od niego nic w zamian.
- Powiesz coś? – aż podskoczyła.
Zamknęła oczy i zaczęła głębiej oddychać. Odchrząknąłem. Ton mojego głosu był zbyt ostry. Złapałem pewnie jej dłoń i uważnie obserwowałem.
- Proszę. – dodałem spokojniej.
Kiwnęła głową i otarła łzy z kącików oczu. Była taka bezbronna. Zadrżała. Poczułem nagły skok ciśnienia. Krew buzowała mi w żyłach, a serce waliło mi jak dzwon. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Co takiego się stało, że wyglądała na spłoszoną i reagowała źle na każdy mój ruch?
- Mówiłam o tym tylko Zaynowi. – wyszczerzyła się blado.
Nawet, gdy wyglądała tak źle, widać było, że jej uśmiech był szczery. Uśmiechała się na myśl o tej zjebanej pizdzie. – Kiedy miałam 16 lat straciłam dziewictwo… z moim wychowawcą.
Wow… tego się nie spodziewałem. Jakim wychowawcą?! Dlaczego? Zmusił ją? Na usta cisnęło mi się tyle pytań.
- Uprawiałam z nim seks przez dwa lata. – wzruszyła ramionami. – Z czasem stał się brutalny, ale myślałam, że tak powinno być.
Wyszczerzyłem oczy i otworzyłem buzię.
- Do czego zmierzasz?
- Wiesz jak bardzo kocham Malika? – zabolało.
Tak kurwa, wiedziałem to od dawna. Nie chciałem o tym gadać i tego słuchać. Chciałem, by czuła coś do mnie. Do mnie!
- Wiem. – westchnąłem. Zabrałem dłoń i patrzałem tępo w ścianę. – Wiem też, że to ja tu siedzę, nie on.
Pokręciła szybko głową.
- Nie?! A odezwał się chociaż raz przez cały tydzień?! PRZEZ KOGO TU JESTEŚ! – zerwałem się z krzesła, które stuknęło o podłogę.
Amanda wybuchnęła płaczem, wciąż kręcąc głową. Spojrzałem na nią. Cała złość mi od razu przeszła. Nie zasługiwała na to. Usiadłem obok i ująłem jej twarz w dłonie.
- Man, nie obchodzi mnie co robiłaś. Zależy mi na tobie.
Zachowywałem się jak wariat. Znów odwróciła wzrok, a ja straciłam wszelką nadzieję.
- Ostatnio mnie zgwałcili… Zayn i William. – szepnęła, nie patrząc na mnie.
- Zayn i kto? – byłem załamany.
Nie było mnie przy niej, gdy tego najbardziej potrzebowała. Widziałem jak wszystko w niej gaśnie. Ta piękna, brązowooka brunetka, która skradła moje serce już w pierwszej klasie, nagle stała się małą, bezbronną marionetką. Życie wręcz z niej ulatywało.
- Mój wychowawca z domu dziecka. – bąknęła.
Z domu dziecka, kurwa.
- Zostaniesz, aż zasnę? – spojrzała mi prosto w oczy.
- Zostanę i przyjdę rano. – uśmiechnąłem się słabo.
To była chyba ostatnia rzecz, którą mogłem zrobić, by dać jej wsparcie. Nie mogłem jej zostawić. Wtedy miała tylko mnie. Nie chciałem martwić Claire. Miała swoje problemy.
Gładziłem jej głowę, czekając aż uśnie. W międzyczasie napisałem smsa do chłopaków. Ktoś miał dostać porządny wpierdol. Nie chciałem być sam, żeby go nie zabić. Tak bardzo byłem wkurwiony, że przyglądanie się jego obitej mordzie, byłoby dla mnie przyjemnością.
Amanda ziewnęła i mlasnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nadal była piękna. Wyczerpana, ale cudowna. Nigdy nie czułem nic takiego do żadnej dziewczyny. Może wynikało to z tego, że chciałem otoczyć ją opieką, której ona nie chciała? Nie wiem. Cholernie mnie to męczyło.
Mijały godziny, a ona nie usypiała. Prosiła, bym śpiewał jej do snu. Pod nosem nuciłem jej nasze piosenki. Uwielbiała je, chociaż uważałem, że są do kitu. Te napisane przeze mnie.
Jesteś po prostu trochę poza moim limitem
To już dwa lata a ty nie widziałaś tego co we mnie najlepsze
I w mojej głowie myślałem nad tym tysiące razy
Ale to już prawie skończone
Zacznijmy jeszcze raz
” *
- Kiedy ją napisaliście? – uśmiechnęła się.
To był najpiękniejszy uśmiech, jaki mogła mi w tamtej chwili dać. Jej oczy błyszczały. Zmieszałem się. Przez cały tydzień, gdy się nie odzywała, tworzyłem. Chciałem żeby chociaż przez to zrozumiała, jak mi na niej zależy.
- Napisałem ją jakoś na przerwie. – zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami. – Po prostu za tobą tęskniłem.
Kiwnęła głową zadowolona. Powoli odzyskiwała humor. Jej skóra się zaróżowiła. Pielęgniarki co chwila faszerowały ją lekami i kroplówkami. Skręcało mnie, ale była ożywiona i nie wyglądała, jakby zaraz miała wyzionąć ducha.
Przymknąłem oczy, gładząc jej głowę. Czekałem tylko aż ktoś zrzuci mnie ze szpitalnego łóżka i wygoni do domu. Leżała na OIOMie. Dziwne, że w ogóle mogłem spędzić z nią pół dnia.
- Cal? – szepnęła, a ja mruknąłem. – Calum.
Otworzyłem oczy. Przyglądała mi się czymś zmartwiona. Usiadłem i poprawiłem grzywkę, która opadała jej na twarz. Miałem ochotę ją pocałować, ale bałem się kolejnego odrzucenia.
- Odnalazłam moją matkę… - szepnęła.
- Super!
To było serio super. Od osiemnastu lat zero kontaktu z rodziną, widać było od dawna, że potrzebuje, by ktoś się nią zainteresował. Pokręciła głową i znów wróciło złe samopoczucie.
- Coś nie tak? – westchnąłem, nie widząc żadnego entuzjazmu.
- No… Stella.
Zmarszczyłem brwi. Nie zrozumiałem. Stella? To imię jej matki?
- Jestem Amanda Coward. – wzruszyła znów ramionami.
- Pierdolisz… - wykrzywiła się na moje słowa.
Mówiła serio. Zszokowany patrzałem na jej twarz tępo. Ale jaja… może mnie nabierała, ale to chyba zbyt poważny temat, by z niego żartować.
Stella Coward? Nasza dyrka matką Mandy? Musiała przecież wiedzieć, że jej córka chodzi do jej szkoły. Jak mogła nic nie zrobić w tej sprawie… Cholera.
- Ciekawe dlaczego się nie odezwała. – bąknąłem.

- Bo może serio nigdy mnie nie chciała?

*Out of my limit - 5SOS

Od autorki:

Zdążyłam przed północą, muahaha! Nie skończył się jeszcze ten tydzień, muahahah.
Stwierdziłam, że pierdolę rozpiskę, więc rozdziałów będzie więcej. Musicie to przyjąć do świadomości xD
Poza tym dziękuję za wszystkie komentarze. Liczę się z każdą opinią!
To chyba na tyle, reszte zostawiam Wam, cyaaa!

Ps. Z taką małą interlinią te rozdziały robią się krótsze o.o

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 18

Zayn

- To był idiotyczny pomysł! – Amanda zaczęła na mnie krzyczeć, gdy William opuścił moje mieszkanie. Była roztrzęsiona, po polikach nadal spływały jej łzy.
Nie rozumiałem co takiego się stało. Gdy opowiadała mi o swoim pierwszym razie wydawała się być… poruszona? Myślałem, że za tym tęskni, poza tym chciałem zobaczyć jak zareaguje na sytuacje jak ta.
Podobało mi się, nie zaprzeczę. Zachowywała się jak prawdziwa niewolnica, byłem jej panem. To podnieca, szczególnie młodego faceta. Kobieta robi wszystko, czego chcesz.
Nienawidziłem jednak, gdy płakała. Szczególnie, kiedy to ja byłem tego powodem. Zmieszałem się. Amanda ruszyła do mojej garderoby, gdzie od pewnego czasu trzymała swoje ciuchy. Zaczęła wyrzucać je z szafy i pakować niezgrabnie do torby podróżnej. Przyglądałem się, nie wiedząc co zrobić.
- Mandy, uspokój się. – szepnąłem, podchodząc bliżej niej i niepewnie wyciągając z jej dłoni bluzkę. Położyłem ją znów na półce.
Złapałem dziewczynę za ramiona i zmusiłem, by na mnie spojrzała.
- Nie ufam ci już. – wycedziła przez zęby, wyrwała się z uścisku i wstała, chwytając torbę.
W moim gardle urosła wielka gula. Ile razy jeszcze mi wybaczy? To mógł być ostatni raz, nasze ostatnie pożegnanie. Zawsze coś spierdolę.
Ruszyłem za nią i szybko zamknąłem drzwi. Spojrzała na mnie wściekła.
- Chcesz gadać? Okej, pogadajmy! – wrzasnęła, rzucając mi swój bagaż pod nogi.
Odsunąłem się nieznacznie zszokowany. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Smutek zamienił się w złość. Przestała płakać. Czułem się, jakby miała mnie zaraz uderzyć.
- Jesteś frajerem. Z każdym dniem stajesz się gorszy, tracę do ciebie szacunek!
Auć. Trafiła w sam środek mojej męskiej dumy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Zależało mi na niej, bo okazała mi dużo wsparcia przez ostatni okres. Przeżyła ze mną najtrudniejsze chwile, nikt jeszcze nigdy się tak dla mnie nie poświęcił.
- Możemy wszystko naprawić… - to zabrzmiało tak… mało przekonująco.
Zmarszczyła czoło i zagryzła wargę. Chyba lekko się uspokoiła. Miałem szansę, by wszystko załagodzić. Podszedłem do niej i położyłem dłonie na jej talii, przyciągając do siebie. Zawahała się. Chciała tego, ale bała się skutków ubocznych. Nie chciałem jej krzywdzić, ale też nie potrafiłem zrezygnować z… własnej przyjemności. Uspokajało mnie to, byłem innym człowiekiem. Zapominałem o problemach.
- Kocham cię Zayn. – wypaliła nagle.
Znów się odsunąłem w szoku. Kocha? Była chyba niepoważna… znaliśmy się krótko, ukrywaliśmy. Nie mogliśmy żyć w normalnym związku. Owszem, jest kimś ważniejszym, ale skąd nagle myśl o miłości.
Zareagowała szybko. Spuściła głowę i podniosła torbę.

Amanda
Gdy podniosłam bagaż, Zayn znów zabrał mi go z ręki. Czego on chciał? Serce tak mi waliło, gdy przyznałam się do swoich uczuć, Malik natomiast nie powiedział nic. Nawet mnie nie przytulił.
Myślałam, że mnie zatrzyma. Zaprowadził jedynie do taksówki i wrócił do domu. Bez pożegnania.
Nie wiem co było gorsze. Upokorzenie przed nim czy to, że mnie zostawił.

Z dnia na dzień byłam coraz słabsza. Przestałam jeść, przestałam myśleć. Mój pokój wyglądał jak jeden wielki syf. Miałam to gdzieś. Nie odzywałam się do Claire, Caluma. Przestałam chodzić do szkoły, by na niego nie patrzeć.
Ogarnęła mnie melancholia. Nie wiedziałam kiedy mi minie, czy w ogóle zacznę zachowywać się normalnie. Nie włączałam telewizora, radia, ani komórki. Nie wychodziłam nawet z domu. Czułam, że od środka, gdzieś ta silna i niezależna Amanda się załamała, znikała.
Mijał pierwszy tydzień. Osłabiona musiałam poruszać się po ścianach. Ledwo widziałam na oczy. Chciałam umrzeć. Czułam, że śmierć zbliża się małymi kroczkami. Tak małymi, jak te, którymi kierowałam się do łazienki. Siadałam na brzegu wanny, po czym zsuwałam się do wody. Potrafiłam przesiedzieć w zimnej kilka godzin. Moja skóra zaczęła przypominać starą, pomarszczoną skórkę pomarańcza.
Włączyłam telefon, by sprawdzić powiadomienia. Kilkadziesiąt połączeń od Claire czy Cala. Nawet pierdolona wychowawczyni raczyła wysłać mi wiadomość, kiedy Malik nie zrobił nic. Pierdolone zero.
Poświęciłam mu kilka miesięcy mojego życia. Chcąc, nie chcąc, to były najpiękniejsze chwile. Wszystko spierdolił zapraszając Williama.
Jeszcze kilka lat temu potrafił mnie gwałcić, gdy odmawiałam. To było dla mnie za wiele. Znów stanąć oko w oko z kimś, kto dał mi świadomość, że nie jestem warta nic.
W nocy budziłam się z krzykiem, ciągle śniły mi się koszmary. To wróciło po ostatnim razie. Dlatego starałam się nie spać. Chciałam wykończyć swój organizm doszczętnie.
Siedząc w wannie sięgnęłam najgorszego. Myślałam, że da mi chwile ukojenia, zapomnę o wszystkim. Ból fizyczny, który sobie zadawałam był jednak zbyt silny. Kręciło mi się w głowie. Oparłam ją o wannę i leżałam, patrząc się w sufit. Nadgarstek lewej ręki pulsował. Krew spływała strużkiem do łokcia i barwiła wodę, intensywniejszym kolorem purpury.
Odliczałam minuty do śmierci.
Dlaczego jest tak, że nigdy nie dostajemy tego, na czym nam zależy, czego potrzebujemy?
- Mandy…
Miałam zwidy. To musiał być koniec. Cal wyglądał tak pięknie. Jak anioł. Pochylił się nade mną i pokręcił głową.
Zawiodłam go. Zawiodłam wszystkich, którzy widzieli we mnie cień człowieka.
Nie słyszałam go. Widziałam tylko rozmazany obraz. Całe pomieszczenie wypełniło się światłem. Nie czułam smutku, nie wiedziałam co czuję. Cholerna pustka, która wypełniła całe moje ciało. Byłam nią przesiąknięta.
Może tak miał wyglądać koniec? Miałam widzieć twarz tego, którego odtrąciłam? Czuł to samo, co ja. Miałam trafić do piekła czy błąkać się po świecie, szukając przebaczenia? Jeśli tak, by się kurwa stało, Malik miałby przesrane. Cóż, trochę humoru przy śmierci nie zaszkodzi.

Calum

Wpadłem do szpitala zdyszany, nie wiedząc co się wokół mnie dzieje. Musiałem wyglądać jak idiota. Moja koszulka była mokra i zakrwawiona. Sam byłem przerażony.
Pięlęgniarka podeszła do mnie i zaczęła oglądać, szukając ran. Nie mogłem mówić. Opadłem na siedzenie i masowałem skronie.
Przecież ona mogła kurwa zginąć! Co się znów stało!
To był chyba najgorszy widok w moim życiu. Nie widzieliśmy się tydzień. O tydzień za długo. Gdybym był obok nic takiego by się nie stało.
Dobijałem się do jej mieszkania, a gdy już ją znalazłem… prawie umarła w moich ramionach. Dopóki karetka przyjechała, zdążyłem zatamować krwawiące dłonie i nadgarstek, ale jej serce ledwo biło.
Ten dupek… nie powinna była w ogóle do niego wracać. Przecież to takie typowe. Jest dobrze kilka dni, tygodni, potem on znów coś pierdoli, a ona ma w głowie najdurniejsze pomysły.
Może, gdyby to on ją znalazł, zrozumiałby, ile dla niej znaczy. Jebany skurwysyn.
- Proszę pana. – blond pielęgniarka przy mnie kucnęła i podała wody.
Tego potrzebowałem. Orzeźwić umysł, co najważniejsze przełknąć tę wielką gulę w gardle.
- Co z nią?
Zmarszczyła czoło, przyglądając mi się intensywnie. Pokręciła głową i odeszła do recepcji. Co jest kurwa? Chyba mam prawo wiedzieć co z Amandą? Nie miała w tamtej chwili nikogo, prócz mnie.

Siedziałem na korytarzu kilka godzin. Wiedziałem, że za drzwiami oddziału intensywnej terapii leży Man. Pielęgniarki podchodziły, pytały jak się czuję, proponowały herbaty. Były zmartwione, ale nic nie mówiły. Miałem się przygotować na najgorsze? Na utratę ukochanej dziewczyny?
Kiedy kolejny raz odmówiono mi udzielenia informacji, wstałem wściekły i otworzyłem drzwi. Ktoś mnie złapał. Pielęgniarz. Miałem ochotę mu przypierdolić, ale wtedy wyrzucono by mnie ze szpitala. Musiałem przy niej być!
- Chcę wiedzieć co z moją narzeczoną kurwa! – krzyknąłem na niego.
Kilka głów zwróciło się w moją stronę. Pielęgniarki przyglądały się w szoku. Zajęci rozmową lekarze również poświęcili mi chwilę uwagi.

Gdzie ona kurwa była.

Od autorki:

Minęło tyle czasuuu... Wiem. Pisałam ten rozdział w częściach, tyle dni. Któregoś dnia to wszystko rzuciłam i usunęłam. Może Wam się nie podobać, bo mi się nie podoba. Problem w tym, że musi on tak wyglądać, nie mogę napisać go dłuższego, bo... napisałam tę durną rozpiskę rozdziałów i jakoś tak staram się jej trzymać. Jestem głupia haha

O mój Boże pachnę 'Our Moment'! Nie wiem, rozluźniam sytuację xD

Postaram się w tygodniu coś napisać, bo przyjechała mama i ktoś tu kilka dni do szkoły nie będzie chodził iks de. Zrobię to, by wynagrodzić Wam ten chujowy rozdział...

Zapomniałabym! Dla poprawy nastroju, jeśli jesteście źli/wściekli/nienawidzicie mnie xD Jakiś czas temu pojawił się nowy zwiastun, pampampam